"Z miłości mądrością trwały"
EX AMORE IN SAPIENTIA STABILIS
historia ocalenia dworu w Balinie -Wyrębie
opowiedziana przez małżonków Michała Korsaka i arch. Beatę Kazimierską-Korsak
w pięciu rozdziałach
Rozdział 1.
Poczatek historii.
Chcielibyśmy opowiedzieć Państwu historię, która poczatek swój miała od zawsze w naszych sercach, a od kilku lat jest mobilizującą nas do działań szalonych, romantycznych i heroicznych wielką przygodą.
Historia ta, to historia spełnienia marzenia o własnej siedzibie rodzinnej, własnym miejscu na ziemi, marzenia rodziny z kresów, osiadłej od 700 lat na ziemiach dawnego Księstwa Połockiego wygnanej i pozbawionego możliwości powrotu.
Rodzina Korsaków herbu Korsak to potężny senatorski ród na Ziemi Połockiej.
Jego protoplastą jest Fryderyk Bratosza Korsak ( 1340-1407r.), który żeniąc się z siostrą Jagiełły i Wielkiego Księcia Świdrygiełły dostał ogromne majątki na wschód od Dzisny.
Korsacy to obrońcy wiary katolickiej na tych terenach, fundatorzy wielu kościołów i klasztorów , między innymi wypada wymienić tak wspaniałe obiekty jak klasztory w Głebokim i Berezweczu. Korsacy jako Panowie litewscy wystawiali w XVI-XVII w.
2/3 koni z Ksiestwa Połockiego stając zbrojnie w obronie Rzeczypospolitej przeciwko Moskwie, to obrońcy między innymi Smoleńska i Połocka, również uczestnicy Odsieczy Wiedeńskiej, posłowie na sejmy, między innymi Sejm Rozbiorowy (Samuel Korsak towarzysz Reytana i Bohuszewicza ), Sejm Wielki (Tadeusz Korsak bohater obrony Pragi i przyjaciel Jakóba Jasińskiego razem z nim poległy i pochowany przy kościele na warszawskim Kamionku).
Rodzina Korsaków rozrośnięta jest na kilka linii polskich ( Hołubickich, Udzialskich, Głębockich, Zaleskich, Bobynickich, Sowiczów) oraz trzy linie rosyjskie ( Korsakowowie, Rimscy Korsakowowie, ks. Dondukow-Korsakowowie).
Mój pradziad Piotr Korsak z linii Bobynickiej był właścicielem majatku Bardziełowicze niedaleko Dzisny, który pozostał po stronie sowieckiej w wyniku podziału granic pomiędzy Polską a Rosją Bolszewicką w 1921r. Piotr Korsak razem z żoną Leontyną z Romanowskich
i dwoma synami zamieszkał w Wilnie gdzie w krótkim czasie zmarł, pochowany na cmentarzu Na Rosie.
Mój dziadek Wojciech Korsak gospodarował w majątku Jeziorki gmina Plissa (również dawna Ziemia Połocka) które w wianie wniosła żona Irena hrabianka Brzostowska. Zawodowy wojskowy w randze majora uczestnik walk o ustanowienie i utrzymanie granic na wschodzie, uczestnik kampanii gen. Żeligowskiego, odznaczony między innymi krzyżem Virtuti Militarii V klasy, Krzyżem Walecznych czterokrotnie, Krzyżem Niepodległości z Mieczami, Krzyżem Zasługi Złotym,Krzyżem Litwy Środkowej. Internowany w Rumunii, po ucieczce z obozu, oficer sztabowy we Francji i Anglii, awansowany do stopnia pułkownika. Zmarł w Anglii, nigdy nie powrócił do Ojczyzny.
Mając taką historię rodzinną, nie jest nikomu dziwnym, że naszym najgłębszym marzeniem było znaleźć dla siebie, dla rodziny nowe miejsce na ziemi dla ustanowienia nowej rodowej siedziby.
Mieliśmy w założeniu dwa warianty: albo znajdujemy park bez zachowanego dworu i budujemy dom na nowo wśród pięknego starodrzewia, albo kupujemy dwór do remontu, z myślą, że będzie tańszy, bowiem dwory w dobrym stanie technicznym i położone niedaleko Warszawy cenione były przez sprzedajacych na bajońskie sumy i tym samym znajdowały się poza naszym zasięgiem.
Chcieliśmy, aby otoczenie dworu nie było zniszczone i zdegradowane.
Marzył nam się piekny krajobraz, brak sasiedztwa, bez przeludnionych po PGR-owskich czworaków, betonowych chlewików i innych atrakcji.
Warunkiem koniecznym było także to, aby dwór miał czysta kartotekę, tak żebyśmy mogli go kupić bez krzywdy dla dawnych właścicieli.
Oczywiście dwór miał mieć polski charakter , cokolwiek by to nie znaczyło.
To chyba wszystko. Nie przypominamy sobie żebyśmy mieli więcej wymagań.
Choć przecież zdawaliśmy sobie sprawę, ze spełnienie ich wszystkich łącznie może być bardzo trudne.
Rozpoczęliśmy więc poszukiwania.
Wypytywaliśmy wśród znajomych, w biurach Konserwatora Zabytków, śledziliśmy oferty agencji nieruchomości i aukcje internetowe, wiele podróżowaliśmy. Obraz naszych długotrwałych poszukiwań przedstawiał się dosyć żałośnie. Obejrzeliśmy dziesiątki dworów i parków podworskich. Przede wszystkim znakomita większość dworów znajdowała się w bardzo zniszczonym otoczeniu. Generalnie większość parków dworskich została przetrzebiona, okrojona, wręcz całkowicie wycięta. Folwarki, które były niegdyś integralną częścią założenia dworskiego zostały odrębnie wydzierżawione czy sprzedane przez Agencję Nieruchomości Rolnych na różnego typu działalność np hodowlę świń czy produkcję przemysłową stwarzającą dużą uciążliwość sąsiedzką. Odrębny problem stanowiły te folwarki, które zostały rozbudowane jako PGR-y w sposób substandardowy i skrajnie nieestetyczny rujnujący skutecznie walory krajobrazowe i architektoniczne miejsca. W większości budynków folwarcznych jak i w samych dworach zakwaterowane były liczne rodziny dawnych pracowników PGR-ów. Pamiętamy świetnie jeden przepiękny XIX wieczny, eklektyczny dwór w otoczeniu cudownego rozległego parku z piękną aleją dojazdową, a w nim wiele rodzin gnieżdżących się gdzie bądź, w każdej najmniejszej nawet komórce pod schodami. Do dziś pamiętamy ten niezwykły widok jakby wyjęty z filmu Felliniego, kiedy to wjeżdżamy na podjazd przed dworem a tam na rozłożystych schodach siedzą kobiety, mnóstwo kobiet !!! babiny, starsze kobiety i kobiety w średnim wieku, te w zaawansowanej ciąży i matki karmiące, młode dziewczyny i plączące się między nimi dzieci i psy, a na podjeździe kilka rozpadających się zardzewiałych samochodów, a nad tym wszystkim, na zrujnowanym dachu ganku rośnie malowniczo wysoka brzoza.
Dwór tak nas oczarował swoim pięknem formy architektonicznej i wzruszył beznadziejnym surrealistycznym położeniem, że postanowiliśmy się nim zainteresować.
Dotarliśmy do Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Rozmowa była dość sympatyczna.
Dowiedzieliśmy się, że możemy kupić ten dwór za przysłowiową złotówkę, pod warunkiem, że zapewnimy lokale zastępcze członkom 9 rodzin zamieszkującym obecnie budynek dworu.Władzom gminy na tyle zależało na szybkim pozbyciu się problemu, że oferowały jako swój wkład działkę pod zabudowę i uzbrojenie terenu pod budynek socjalny. W tych warunkach, po obliczeniu kosztów budowy mieszkań zastępczych, byliśmy skłonni rozważyć przejęcie dworu. Konserwator Zabytków poinformował nas ,że obiekt wpisany jest na listę zabytków i w związku z tym będzie wymagał od nas jako przyszłych właścicieli nie tylko odtworzenia formy architektonicznej budynku i detali budowlanych, ale również będzie egzekwował wykonanie wszystkich prac w oparciu o stare technologie wykonawcze. Co to oznacza? Oznacza to bardzo wysokie koszty wykonania. Dla przykładu nie wystarczy wówczas wykonać okna drewniane odtwarzajace jedynie pierwotny podział stolarki, ale jeśli we dworze były okna skrzynkowe polskie to należy takie dokładnie okna zamówić u stolarza.Wszystkie ozdoby sztukateryjne należy wykonać w tradycyjny sposób w technice na mokro jako ciągnione ręcznie od szablonu, a nie jak obecnie się stosuje z ekstrudowanego styropianu klejonego do elewacji. Przykłady możnaby mnożyć. Reasumując koszty takiej budowy prowadzonej pod rygorami konserwatorskimi rosną z miejsca kilkakrotnie.
Szybko oceniliśmy, że nie stać nas będzie na udźwignięcie kosztów podniesienia tego dworu z ruiny. Ze smutkiem zrezygnowaliśmy.
Trzeba było szukać dalej.
Obejrzeliśmy wiele parków podworskich.
Przy okazji kolejnej rozmowy z Konserwatorem Zabytków dowiedzieliśmy się, że nawet jeżeli kupimy park podworski będący pod opieką konserwatorską, gdzie nie ma już budynku dworu, a nawet śladu po jego fundamentach, to jeżeli zachowała się jakakolwiek po nim ikonografia, to Konserwator zarząda wówczas i tak odtworzenia budynku dworu zgodnie z zachowaną dokumentacją.
Przy okazji ogladania różnych dworów i parków podworskich warto zwrócić uwagę poza oczywistymi sprawami takimi jak sprawy własności, czystość hipoteki, zapisy wynikające z miejscowego planu zagospodarowania oraz uzbrojenia terenu, ewentualnego położenia na terenach parku krajobrazowego, terenach zalewowych, obszarze objętym ochroną konserwatoeską, należy ustalić bezspornie,że działka ma zapewniony dostęp z drogi publicznej. Jak odkryliśmy w praktyce, wiele nieruchomości takiego bezpośredniego dostępu nie posiada, a posiadać z oczywistych względów musi.
Nawet jeżeli do nieruchomości prowadzi w terenie jakaś droga to wcale jeszcze nie oznacza, że jest to droga publiczna i, że możemy z niej korzystać.
W naszych poszukiwaniach objechaliśmy prawie pół Polski. I ciągle nic!
Nie znaleźliśmy niczego dla nas.
Postanowiliśmy zmienić sposób poszukiwania. Zwróciliśmy się w stronę internetu.
Któregoś dnia siedząc przed komputerem w naszej pracowni architektonicznej poprosiliśmy asystenta p. Janusza, żeby wszedł na Allegro i poszukał nam dworu, rzecz rzucona była żartem, bo kto poważnie sprzedaje dwór na licytacji internetowej jak stary rower czy sprzęt narciarski. I stało się. Ku naszemu zdumieniu pierwsza strona,którą otworzył p. Janusz nosiła tytuł Uroczy Dworek. Przez chwilę patrzyliśmy w milczeniu. Po chwili Beata podnieconym głosem rzuciła: Patrz Korsak- to jest to- znaleźliśmy! No nie wiem, powiedział Korsak, to nie jest jakiś bardzo stary budynek, to tylko 20-lecie, styl dworkowy, jeszcze się wstrzymajmy z podejmowaniem decyzji. Wstrzymaliśmy sie to prawda, ale na krótko- już najbliższej niedzieli byliśmy na miejscu.
Działka około 16ha, w tym 3,5ha lasu, trzy stawy, wirydarzowy ogród otoczony szpalerem lip, przetrzebiona aleja dębowa, pagórkowaty krajobraz, najbliższe zabudowania w promieniu około 1 km od dworu, przepiękna okolica pojezierza Brodnickiego, dzikie zwierzęta, ptaki, w lesie polany rozkwitłe liliami bagiennymi, na stawie para łabędzi.
Sielanka. Na wzniesieniu w nieprzebytych chaszczach stała ruina. Chaszcze były zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz budynku a nawet na dachu, gdzie rosły zarówno brzozy jak i paprocie.
Po wstępnej ocenie budowlanej substancji dworu było jasne,że obiekt ma mocne fundamenty, solidne niespękane ściany i całe nadproża, zwarty rzut i duży potencjał jeśli chodzi o możliwość adaptacji wnętrz na nasze potrzeby. Również bryła budynku pod względem architektonicznym stanowiła w naszej ocenie wartościowy materiał do autorskiego opracowania projektowego.
Dodatkowo położenie w krajobrazie było idealne. Dwór uśmiechał się do nas spośród chaszczy, my uśmiechaliśmy się bojowo do tej dziurawej ruiny ... i tak oto stało się.
Rada w radę postanowiliśmy ratować dwór.
Rozdział 2.
Historia dworu, stan istniejący, krajobraz.
- A gdzie jest, powiedzcie nam proszę, ten wasz dwór? - pytają nas często znajomi.
- Ano, w Balinie, a dokładniej na Wyrębie.
Odpowiadamy i czekamy na dalsze pytania.
Znajomi się uśmiechają i pytają dalej.
- ... a ten Balin to gdzie?
My odpowiadamy z uśmiechem.
- Balin koło miasta Rypina.
Akcentujemy słowo "miasto" bo to będzie pomocne przy orientowaniu się na mapie Polski.
- Rypina...?!
Znajomi śmieją się już od ucha do ucha.
- A ten Rypin do gdzie leży?
Darujemy już naszym znajomym informację, że Rypin leży nad Rypienicą dopływem Drwęcy i odpowiadamy, że Rypin leży pomiędzy Sierpcem a Brodnicą .
Jadąc z Warszawy trasą nr.10 na Bydgoszcz trzeba na światłach w Sierpcu skręcić w prawo na Rypin.
To już coś znaczy.
Faktycznie Ziemia Dobrzyńska jest bardzo mało znana.
Historycznie rzecz ujmując Ziemia Dobrzyńska zajmuje obszar pomiędzy Wisłą, Drwęcą i Skrwą , pod względem fizjograficznym jest to teren Wysoczyzny Dobrzyńskiej, której najbardziej malowniczą część stanowi obszar Pojezierza Dobrzyńskiego bardzo urozmaicony pod względem ukształtowania terenu, obfitujący w liczne polodowcowe jeziora rynnowe.
Pod względem historycznym Ziemia Dobrzyńska, która pod koniec XIII wieku została wydzielona jako odrębne księstwo pod rządami Siemowita wnuka Konrada Mazowieckiego, jest obszarem o niezwykle barwnych dziejach i zasługuje na znacznie szersze omówienie niż pozwala na to krótka forma naszego artykułu. Zainteresowanych odsyłamy do książki p. Piotra Gałkowskiego " Ziemianie i ich własność w Ziemi Dobrzyńskiej w latach 1918-1947" Rypin 1999, Wydawca: Muzeum Ziemi Dobrzyńskiej.
Wyręba jako folwark w dobrach Balin została wydzielona w końcu XVIII lub na początku XIX wieku.
Za Piotrem Gałkowskim podajemy, że miejscowości tej nie spotykamy jeszcze w dokładnych wykazach A.F. Büschinga, ani w spisie majątków z 1789r.
Najstarszym źródłem, które wymienia Wyrębę jest testament właściciela Balina Jana Świeżawskiego z 1808r. Na folwarku wielkości około 125 ha mieszkał wówczas jego siostrzeniec Józef Okoński.
Wyręba jako niewielki, odrębny folwark często zmieniała właścicieli i w ciągu 200 lat swojwgo istnienia była w posiadaniu około 20 właścicieli między innymi przedstawicieli takich rodzin jak Chełmiccy, Skulscy, Ostrowidzcy, Rościszewscy.
Kiedy w 1917r. Stanisław Kolczyński, administrator majatku Żałe kupił Wyrębę majatek posiadał powierzchnię 114ha i drewniany XIX wieczny budynek dworu.
W 1927 roku inżynier Stanisław Kolczyński wybudował nowy dwór oraz zabudowania gospodarcze.
Budynek dworu wybudowany został bardzo nowocześnie w tak zwanym stylu dworkowym
i wyposażony został jako pierwszy w powiecie w toalety spłukiwane wodą (water-clozet).
Zopatrzenie w wodę pod odpowiednim ciśnieniem dla dworu i całego folwarku zapewniało ogromne naczynie wzbiorcze umieszczone na strychu dworu, do którego wodę pompowały chodzące w kieracie konie, a zapas tak zgromadzonej wody wystarczał na cały tydzień dla ludzi i zwierząt. Stanisław Kolczyński jako światły człowiek i wykształcony inżynier użył do budowy dworu, zgodnie z duchem czasu, nowych technologii budowlanych takich jak elementy prefabrykowane schodów, nadproży nad większymi modernistycznymi oknami i gzymsu kordonowego dworu oraz po mistrzowsku bezpiecznie posadowił budynek na bardzo trudnych gruntach torfowych i glinach miękoplastycznych stosując w tym celu blisko dwu metrowej grubości warstwę głazów i kamieni polnych.
Cegła do budowy dworu wykonana została z gliny szamotowej występującej obficie na terenie własnym Wyręby. Solidnie wypalona nie utraciła swoich parametrów wytrzymałościowych do dzisiaj. Piece kaflowe wykonane zostały na zamówienie przez specjalisyczną firmę z Torunia. Podobnie w Toruniu wykonana została w 1928 roku cała stolarka okienna i drzwiowa.
Jeśli chodzi o zabudowania folwarczne to warto wymienić ogromna wykonaną w kostrukcji drewnianej stodołę kryta dachówką ceramiczną oraz budynek obory, której ciepłe ściany wykonane były z gliny z wypełniaczem z sieczki, a dach kryty słomą. Poza tym były jeszcze i inne budynki takie jak lamus, owczarnia, garaże, czworaki .
Wyręba ma bardzo interesujące założenie parkowe określane jako " wirydaż polski".
Ten typ założenia parkowego pochodzi z okresu renesansu i jest bardzo charakterystyczny dla polskiego dworu. Prosta zasada komozycyjna splata w jedną harmonijną całość ogród bezpośrednio przyległy do dworu i las będący w jego pobliżu, który to las zaczyna pełnić tym samym rolę parku krajobrazowego. "Wirydaż polski" zwykle zakomponowany jest na rzucie kwadratu lub zwartego prostokata i ograniczony jest wzdłuż dwóch boków lipami formowanymi w szpaler . Dwór zajmuje w tej kompozycji przeciwległy narożnik kwadratu. Wnętrze wirydaża wypełnia ogród , sad i warzywnik. Las będący w pobliżu wirydaża, nie styka się z nim bezpośrednio, ale za pośrednictwem parkowej polany, zazwyczaj z rosnącym centralnie bardzo pieknym w formie, rozłożystym drzewem, widocznej z dworu poprzes szpaler lip. W ten sposób powstaje złudzenie, że za wirydażem rozciąga się rozległy park krajobrazowy.
Kolczyński, który gospodarował na Wyrębie bardzo nowocześnie, eksploatował również złoża torfu, który sprzedawał jako opał dla ciepłowni w Rypinie, a powstałe w wyniku eksploatacji złóż wyrobiska zamienił na stawy rybne.
W czasie wojny Wyręba została przejęta przez Niemców.
W 1945 roku Stanisław Kolczyński wrócił do majątku i na czas przeprowadził podział ziemi pomiedzy synów co uchroniło Wyrębę przed parcelacją.
Dopiero 1994 Kolczyńscy sprzedali Wyrębę PGR Balin.
Po sprzedaniu dworu przez PGR w ręce prywatne nastąpiła gwałtowna dewastacja budynków zarówno dworu jak i zabudowań folwarcznych. Budynki gospodarcze zostały rozebrane, a dwór metodycznie i kompletnie rozkradziony.
Kolejnym właścicielem dworu Wyręba był wówczas lekarz z Warszawy p.Ryszard Kanonowicz od którego odkupiliśmy w 2006 roku ruinę dworu wraz z areałem około 16ha w tym 3,5 ha lasu oraz trzy duże stawy.
Skoro już mieliśmy dwór to postanowiliśmy zameldować się w nim na początek.
Pojechaliśmy do Urzędu Gminy.
- Dzień Dobry. Chcieliśmy zameldować się w kupionym przez nas budynku Balin 20.
- Co?!...... W tej ruinie po Kolczyńskich! Nie da rady.
- Ależ proszę Pani, dla nas to żaden kłopot. Rozłożymy namiot i będziemy mieszkać.
- No skoro tak to proszę przynieść mi zaświadczenie od rzeczoznawcy, że budynek nadaje się do zamieszkania. Jeżeli dostaniecie od niego taki papier to ja was zamelduję.
Pojechaliśmy spotkac sie z rzeczoznawcą.
- Co?!..... Balin 20. Ja znam ta ruinę. Robiłem tam parę lat temu inwentaryzację.
Proszę Państwa sprawa jest prosta. Potrzebne jest jedno pomieszczenie z doprowadzoną energią elektryczną i bieżaca wodą i żeby się na głowę nie lał deszcz. Jeśli będzie takie pomieszczenie to ja wam dam pozytywną opinię.
Pojechaliśmy do dworu, żeby wybrać właściwe pomieszczenie.
....i już po kwadransie mieliśmy absolutna jasność co do tego,że nie będziemy zameldowani.
Nie było cienia wątpliwości.
Trzeba było natychmiast remontować dwór.
Rozdział 3.
Działania poprzedzające projekt:
uzyskanie warunków zabudowy, wykonanie inwentaryzacji stanu istniejącego,
sporządzenie mapy do celów projektowych, wykonanie inwentaryzacji zieleni,
uzyskanie warunków przyłączenia i dostawy mediów.
Nie zwlekając, z zapałem znanym idealistom porywającym się "z motyka na słońce"
i z odwagą na wzór tej szwoleżerów spod Samosierry ruszyliśmy śmiało ku piętrzącym się trudnościom na drodze do uzyskania pozwolenia na budowę.
Rozpoczęliśmy jednak nieoczekiwanie w mało techniczny i zgoła nie inżynierski sposób.
Któregoś późnego, jesiennego popołudnia kręciliśmy się z mężem po zrujnowanym, rozszabrowanym, poranionym niewyobrażalnie dworze i zastanawialiśmy się w jaki sposób zabrać się do zrobienia inwentaryzacji architektonicznej budynku. Wygłądało to prawdę powiedziawszy beznadziejnie: powycinane drewniane belki stropowe, więźba dachu, która w skutek tego utraciła stateczność, słupy wsporcze konstrukcji dachowej albo zostały rozkradzione, albo wisiały w powietrzu niczym nie podparte wysoko nad naszymi głowami, a wszystko to obciążone tonami zlasowanej dachówki ceramicznej leżącej na przegniłej konstrukcji. Duże obszary budynku były zupełnie niedostępne, kopuła grożącego zawaleniem dachu wznosiła się na ponad 12 metrów w górę, przez dziury w pokryciu widać było ciemniejące już dobrze wieczorne niebo.
W duchu zrobiło nam się cicho i jakoś tak dziecięco trwożliwie : " Boże wspieraj!".
I wtedy zobaczyliśmy żywego ducha – wysoko ponad nami w samym szczycie dachu siedziała przytulona do spojenia krokwi narożnych sowa – jedyny żywy mieszkaniec tego cmentarzyska.
Patrzyliśmy zachwyceni. Zrobiło się tak jakoś transcendentnie i podniośle. Staliśmy tak w ciszy wieczoru i czas się wówczas zatrzymał.
Nie do wiary, a cóż to za historia!, w pobliżu miejsca gdzie siedziała sowa w łukowej wnęce w niedostępnym miejscu gdzieś na wysokości około 6-7 metrów nad ziemią stała samotna butelka , o archetypicznym kształcie nie pozostawiającym najmniejszych wątpliwości – "wino patykiem pisane"- we flaszce zostały jeszcze ze trzy łyki płynu. Pewnie stała w tym miejscu od wielu dobrych lat, wtedy jeszcze musiały być tam nienaruszone stropy.
Dwór nie był wcale tak zupełnie martwy.
Forma jest pustką a pustka jest formą- jak mówi buddyjska Sutra Serca.
Przecież przed laty ktoś w tym zjawiskowo pięknym miejscu wybudował dom dla siebie i swoich bliskich, włożył w to dzieło całą umiejętność, uwagę i troskę, kierowała nim miłość, a działania jego były mądre. A teraz my wchodzimy w tę przestrzeń sacrum. Postanowiliśmy uczynić gest pojednania i szacunku w stronę tych którzy odeszli, a ich pamieć związana jest na zawsze z tym miejscem. Podjechaliśmy na stary cmentarz w Rypinie i kupiliśmy największy z dostępnych w sprzedaży zniczy i pudełko zapałek. Wróciliśmy ponownie do dworu i zapaliliśmy w środku ruiny ten znicz. Ogień oczyszca, przynosi ciepło i radość życia. Odjeżdżając, z oddali widzieliśmy słaby migotliwy płomień w sercu Wyręby.
Odtąd nasze działania biegły wielotorowo.
W pierwszej kolejności zleciliśmy wykonanie aktualnej mapy numerycznej terenu w celu jak najszybszego złożenia dokumentów do uzyskania warunków zabudowy oraz wykonania inwentaryzacji zieleni.
Okazało się, że mapę trzeba robić praktycznie od podstaw, ponieważ w geodezyjnym archiwum powiatowym interesujący nas obszar stanowił białą plamę. Do pracy nad mapą zabrał się początkowo pewien skromny człowiek, technik geodeta.
- Jestem Goślicki - przedstawił się nam krótko.
Zaległa cisza.
- Jak pan powiedział? Goślicki?Czy wie pan coś o swojej rodzinie ?- byliśmy zaintrygowani.
I takim go zapamiętaliśmy.
Dzieki pomiarom pana Goślickiego wyznaczyliśmy granicę naszej działki w terenie , odsłoniliśmy stare istniejace punkty graniczne. Dla porzadku wszystkie punkty graniczne oznaczyliśmy na nowo betonowymi słupami. Na prsbę sąsiada zrobiliśmy wspólne okazanie ujawnionych granic, żeby uniknąc w przyszłości jakichkolwiek sasiedzkich nieporozumień i dobrze sie stało poniewaz okazało sie ,ze sąsiad worał sie w nasz teren na około 1,5 hektara uzytkując go bezprawnie.
Dalej chcąc zaznaczyc swoje granice w terenie oraz obecność nowego właśiciela na Wyrebie ,zleciliśmy ogrodzenie całego terenu prostym ogrodzeniem z żerdzi.
Równolegle odbyliśmy kilka wizyt w biurze Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Toruniu Delegaturawe Włocławku, podczas których mieliśmy sposobność zapoznania się z niezbyt zasobną teczką materiałów archiwalnych dotyczących dworu w Balinie-Wyrębie oraz odbycia wielu interesujących rozmów zarówno z Konserwatorem Zabytków panią kierowniczką delegatury mgr Danutą Walczewską jak również z innymi życzliwie z nami rozmawiającymi pracownikami biura. Informacje i wskazówki, które wówczas uzyskaliśmy okazały się bardzo pomocne przy późniejszym formułowaniu wniosku o wydanie warunków zabudowy jak również sporządzaniu projektu koncepcyjnego przebudowy z rozbudową budynku dworu, który w efekcie uzyskał pozytywną opinię Konserwatora. Wówczas również dowiedzieliśmy się, że co prawda nasz dwór nie jest wpisany na listę zabytków, ale jest na liście obiektów przeznaczonych do wpisania na listę zabytków i figuruje tam na wysokiej trzeciej pozycji. Pani Konserwator poinformowała nas- z uśmiechem- że kiedy zakończymy remont budynku, dopiero wówczas dokona stosownego wpisu.Byliśmy bardzo zadowoleni z takiego przebiegu rozmowy.
Jednocześnie zastanawialiśmy się nad kierunkiem kształtowania architektury i pożądaną formą jaką powinien uzyskać dwór po przebudowie, dyskutowliśmy również rozplanowanie funkcjonalne wnętrza. Snuliśmy marzenia o naszej we dworze przyszłości, historycznych uwarunkowaniach architektonicznych, teorii proporcji idealnych i proporcji prowincjonalnych, badaliśmy niestrudzenie na czym polega prawdziwie dobra architektura, jaką ścieżkę obrać,aby omijać pretensjonalne i fałszywe nuty. Jak projektować budynek w krajobrazie, jak rysować ten "plakat" w przestrzeni, jak mieszać moc i elegancję, żeby dwór uzyskał stosowną siłę wyrazu i oczywiste piękno formy.
Po wykonaniu przez geodetę mapy terenu i sporządzeniu przez nas wstępnego projektu koncepcyjnego przebudowy z rozbudową budynku dworu w Balinie-Wyrębie, złożyliśmy dokumenty do Wójta Gminy Rypin o wydanie warunków Zabudowy na planowaną przez nas inwestycję. Procedura wydawania warunków zabudowy przeciągała się niepokojąco i trwała wyjątkowo długo,bo ogółem około 4,5 miesiaca od momentu złożenia dokumentów. W swoim czasie byliśmy tym bardzo rozdrażnieni i rozczarowani, ale z czasem okazało się, że urzędnik zajmujący się naszą sprawą był po prostu bardzo ciężko chory i niedługo potem przeszedł na rentę, szczęśliwie wydając nam przed swoim odejściem z dawna oczekiwany dokument.
W tym czasie zleciliśmy również wykonanie mapy do celów projektowych uprawnionemu geodecie. Procedura uzyskania takiej mapy trwa z reguły około miesiąca.
Postanowiliśmy jednocześnie zlecić wykonanie projektu zieleni, a w szczególności na tym etapie chodziło nam o jego wstępną fazę, czyli sporządzenie inwentaryzacji i gospodarki zielenią.
W tym celu zwróciliśmy się do uprawnionego architekta krajobrazu . Nasz wybór padł na wybitnego fachowca od projektowania i koserwacji parków zabytkowych dr inż. arch. krajobrazu Macieja Świątkowskiego. Projekt w zleconym zakresie został przez niego wykonany, a jeden egzemplarz projektu przekazaliśmy nieodpłatnie jako dar dla archiwum Urzędu Ochrony Zabytków Delegatury we Włocławku.
Niejako w tle podejmowaliśmy szereg działań w celu uzbrojenia terenu działki dworskiej.
Wystapiliśmy do Koncernu Energetycznego ENERGA S.A. Oddział w Toruniu, Rejon Dystrybucji w Rypinie o wydanie warunków przyłączenia do ich sieci energetycznej oraz do Wójta Gminy Rypin o wydanie warunków technicznych przyłączenia do gminnej sieci wodociągowej.
Warunki przyłączenia uzyskaliśmy, uprawnieni projektanci wykonali projekty budowlane sieci i przyłączy, a Starostwo powiatowe wydało decyzje o pozwoleniu na ich budowę. Wszystko poszło nadzwyczaj sprawnie. Jak wynikało z naszych rozmów z osobami od których zależało sprawne załatwienie naszych spraw urzędowych bliskia była nasza idea uratowania dworu, który pamiętali z czasów jego świetności ich rodzice, bądź oni osobiście.
Pierwotnie dwór zasilany był w energie elektryczną przy pomocy lini napowietrznej o mocy 7 kW rozpiętej na drewnianych słupach. Kiedy kupowaliśmy dwór ta linia napowietrzna już wtedy nie istniała, została dwukrotnie rozkradziona, pozostały jedynie samotnie stojące słupy, a i to jak się wkrótce okazało nie wszystkie. Poza tym potrzebowaliśmy znacznie więcej mocy niż te biedne 7 kW, ponieważ myśleliśmy również o odbudowie zabudowań folwarku i budowie dwóch budynków nowych z przeznaczeniem w przyszłości na prowadzenie agroturystyki.Byliśmy zmuszeni do położenia ponad 500m podziemnego kabla i postawienia na własnym terenia słupowego transformatora o mocy 80 kW, a następnie dalszych 300m kabla dla podłączenia dworu. Nawiasem mówiąc usytuowanie transformatora na działce zostało zaprojektowane przes nas jak się póżniej okazało bardzo szczęśliwie. Transformator stoi blisko szpaleru bardzo wysokich akacji rosnacych wzgłuż pobliskiego rowu melioracyjnego. Tego lata (2012 r), nie dalej jak miesiąc temu piorun uderzył w sąsiadującą z transformatorem akację, która w ten sposób uchroniła transformator przed zniszczeniem. Od tej pory dzielne drzewo nosi chwalebne piętno- czarny wypalony w pniu liszaj.
Jeśli chodzi o uzbrojenie w wodę to sytuacja początkowa przedstawiała sie równie źle. Co prawda na terenie istniała studnia kopana o wyjątkowo dużej głębokości, ponad 40m, ale wody w niej nie było już wtedy, a okoliczni mieszkańcy mówili, że tak czy inaczej woda tutaj jest zła, niesmaczna i ma nieładny kolor. Trzeba było dociągnąć wodociąg z sąsiedniego Balina to jest około 700m do wodomierza, a dalej jeszcze około 250m do samego dworu.Koszt wykonania 400 metrów wodociągu poniosła gmina. Resztę wykonaliśmy na własny koszt.
Okazało się,że teren Wyręby to tak zwany "zimny dołek" o wyjatkowo mroźnych zimach i głębokiej strefie przemarzania, wodociąg trzeba było więc kłaść na bardzo dużej głebokości bo aż 1,8m pod poziomem terenu. Teoretycznie powinno wystarczyć kładzenie rur na głebokości 1,4m, ale nie w Wyrębie! Podobno przed dwu laty zamarzł tu wodociąg położony na głębokości 1,5m. No i proszę, jednak nie Suwalszczyzna jest polskim biegunem zimna, lecz jak się okazuje nasza Wyręba leżąca w Ziemi Dobrzyńskiej. Na wodociągu wykonaliśmy dwie studnie wodomierzowe: główną zlokalizowaną centralnie w stosunku do wszystkich planowanych budynków i drugą zlokalizowaną w bezpośredniej bliskości dworu.W ten sposób możemy w łatwy sposób określać ilość wody pobieranej przez dwór i odrębnie ilość wody pobieranej przez pozostałe budynki, które będą zlokalizowane w przyszłości na terenie działki.
Pod kątem uzbrojenia terenu byliśmy już gotowi do rozpoczęcia budowy.
Pozostało jedynie sporządzić projekt budowlany przebudowy z rozbudową budynku dworu i złożyć wraz z wymaganymi uzgodnieniami i dokumentami do Starostwa Powiatowego w Rypinie w celu uzyskania decyzji o pozwoleniu na budowę.
Rozdział 4.
Projekt:
sformułowanie założeń projektowych, wykonanie projektu budowlanego,
zatwierdzenie projektu i uzyskanie pozwolenia na budowę.
Co tu dużo opowiadać. Dwór, a raczej jego przyszła postać, stał się głównym tematem naszego życia codziennego i nieustannie zajmował naszą wyobraźnię począwszy od rozmów przy śniadaniu aż po niekończące się wieczorne rozmowy przed zaśnięciem.
Na początku, jako główny rodzinny problem stanęła sprawa mebli Korsaków. Chodziło o garnitur mebli empirowych ocalałych cudem z dworu w Bardziełowiczach, a w szczególności o wielką sofę na której ręce pra...babki całował car Aleksander II. Dom, w którym nie ma miejsca na meble jest nie do zaakceptowania. Faktycznie, salon w istniejącym dworze był zdecydowanie za mały.
Może rzeczywiście nie musiałby być tak wielki jak ten w Bardziełowiczach, gdzie stryj Jasiek strzelał z łuku do potertretów przodków, ale powinien mieć w naszej ocenie przynajmniej 80 m².
Połączyliśmy więc salon z sąsiednim pokojem, pełniącym dawniej funkcję sypialni właścicieli, przebijając ścianę nośną na długości blisko 4m wykorzystując do wytworzenia podciągu potężne dwuteowe belki stalowe.
Również drażniło nas to, że w pierwotnym salonie drzwi wejściowe do dworu i wyjściowe z salonu na taras były umieszczone na przestrzał co dawało poczucie, że energia, która wchodzi do domu ucieka z niego natychmiast. Zdecydowaliśmy, że najlepszym rozwiązaniem tego problemu będzie w miejsce dotychczasowego wyjścia z salonu zaprojektowanie pięciobocznego wykusza, który zatrzyma energię wewnątrz pomieszczenia. Jednocześnie ów wykusz wniósł do kompozycji salonu inną dodatkową wartość. Przepiękny widok na stawy, park i rozległy malowniczy krajobraz został dzięki dużym przeszkleniom wykusza włączony w przestrzeń salonu.
Następny temat dotyczył pomieszczenia biblioteki. Od wielu lat marzeniem naszym było, żeby rozproszone w kilku miejscach książki, stanęły wreszcie w całości na półkach w prawdziwej bibliotece.
Rozplanowanie dworu nie umożliwiło nam wygospodarowania oddzielnego pomieszczenia dla gabinetu jako pokoju do pracy toteż połączyliśmy obie funkcje biblioteki i gabinetu w jednym pomieszczeniu.
Od razu założyliśmy też, że nasza sypialnia będzie znajdowała się na parterze budynku. Wybraliśmy na ten cel najpiękniejszy pokój we dworze skierowany ku południowi i zachodowi z dostępem na obszerną drewniana werandę. Do pokoju przylega garderoba i własna łazienka. To bardzo wygodne, małe, oddzielne mieszkanko.
Przeciwległy narożnik budynku zajmuje kuchnia, a dawny hall wejściowy zamieniliśmy na jadalnię mogącą pomieścić stół na 24 osoby. Mając na uwadze wygodę dwójki romantycznych emerytów, chcieliśmy mieć krótką drogę pomiędzy kuchnią, jadalnią, sypialnią i werandą.
I tu wypada nam dotknąć najistotniejszego aspektu przebudowy naszego dworu. A było to tak.
Korsak stanął pod kolumnami starego wejścia do dworu popatrzył przed siebie i kategorycznie stwierdził, że niemożebnym jest, żeby wychodził przed dwór i patrzył na pole sąsiada.
Bo trzeba wiedzieć, że dawniej dwór stał w środku majątku, a w wyniku podziału gruntów stało się tak, że granica działki przed frontem dworu jest oddalona od niego zaledwie o jakieś 100 metrów.
Większość zaś naszego 17 hektarowego terenu znajduje się obecnie od strony bocznej dworu.
Sprawa była jasna. Odwracamy front dworu w kierunku głównej drogi dojazdowej! Boczna elewacja staje się teraz frontową. Dostawiamy do niej wysoki ganek tworząc nowe główne wejście.
Po obu stronach ganku przebijamy nowe otwory okienne tworząc osiową i symetryczną elewację.
Dzięki temu zabiegowi dwór uzyskuje nowy wyraz przechodząc od formy budynku raczej willowego do pełnej elegancji i siły formy charakterystycznej dla architektury dworu.
Uzyskana została w ten sposób bardzo interesująca kompozycyjnie bryła budynku.
Cóż to wielkiego, zdaniem Korsaka, dostawić do budynku wysoki ganek?! Korsak był uszczęśliwiony pomysłem i poszedł sobie na spacer nad stawy, a Beata została przed dworem przerażona tym nowym wyzwaniem projektowym. Sprawa tylko pozornie wydawała się banalna. Co prawda można się było wzorować na istniejących przecież kolumnach przy starym wejściu do dworu, ale nie były to kolumny klasyczne według jakiegoś uznanego porządku architektonicznego. Nazywaliśmy je pieszczotliwie "nogi młynarzowej". Były całkowicie pozbawione bazy, bardzo szerokie na dole, zwężały sie równomiernie ku górze bez klasycznego entasis. Miały w sobie wiele ciepła i nieco prowincjonalnej nieporadności. I jak tu teraz zaprojektować nowe wysokie kolumny w zgodzie z charakterem stary niskich kolumn?
Mechaniczne przeniesienie proporcji z kolumn starych na nowe nie dawało właściwych rezultatów.
Trzeba było działać w sposób mniej akademicki. Beata krążyła wokół dworu w nieskończoność, z daleka, z bliska, z tej, z tamtej stony, starała się uchwycić proporcje i wrażenie całej architektury.
Zdaliśmy się na projektowanie wrażeniowe. W projektowaniu kolumn jest jeszcze jeden problem. Kolumny, a szczególnie kolumny okrągłe inaczej wygladaja na rysunku płaskiej elewacji, a inaczej w naturze. Zafałszowaniu ulega wielkość kolumny, nie jej wysokość oczywiście ale grubość.
I tak kolumna narysowana w elewacji budynku wydaje się odpowiednio gruba, ale ta sama kolumna w naturze jest w odbiorze za chuda. Projektowanie okrągłych kolumn to najwyższa półka umiejetności i praktyki projektowej architekta!
Dwór zasadniczo zwarty w bryle, bo zaprojektowany na rzucie nieomal kwadratu uzyskał w każdej elewacji odrębny, charakterystyczny element nadający budynkowi wiele malowniczości.
I tak w elewacji zachodniej mamy stare wejście z opartym na kolumnach tarasem, w elewacji północnej nowe wejście z wysokim gankiem i łukowym podjazdem, w elewacji wschodniej jest wieloboczny wykusz,a w południowej przepiękna drewniana weranda z ciekawymi łukowymi podwójnymi zastrzałami. Współgrając kompozycyjnie z przyległym parkiem krajobrazowym,
widoczny w otwartym, rozległym krajobrazie dwór ze wszystkich kierunków stanowi interesujący element spajający całą kompozycję przestrzenną .
Zrobiony przez nas projekt w istocie nie wprowadzał zasadniczych zmian w głównej bryle budynku jedynie korygował lub dodawał do niej pewne elementy. Również co do zasady zachowany został generalny podział pomieszczeń dworu. Jakkolwiek wprowadzone przez nas zmiany nie wydawały się duże, to jednak dały w efekcie zupełnie nowy wyraz funkcjonalny, przestrzenny i architektoniczny budynku. A przede wszystkim dwór po tych przebudowach nadal tworzył harmonijną całość, a cechy charakteru architektury polskiego dworu zostały w nim podkreślone i wzmocnione. Byliśmy zadowoleni i z takim nastawieniem pojechaliśmy przedstawić projekt konserwatorowi zabytków.
Krytyka z jaką się wówczas spotkaliśmy absolutnie nas zaskoczyła.
Z jednej strony pani konserwator była zaskoczona, że tak małymi przeróbkami uzyskaliśmy tak całościowy efekt .
Z drugiej strony argumentem na nie było to, że naszym projektem fałszujemy historię.
Zdaniem pani konserwator, każdy kto przyjedzie oglądać nasz dwór będzie przekonany, że tak było od początku. Dla nas jej słowa brzmiały jak najwyższy komplement.
Jednak obowiązująca doktryna konserwatorska mówi, że wszystko co doprojektowane w okresie późniejszym do obiektu zabytkowego musi zdecydowanie odróżniać się od jego starej, zabytkowej substancji. Pani konserwator poinformowała nas jasno,że gdyby nasz dwór był wpisany do rejestru zabytków nie dałaby nam zgody na dokonanie projektowanych przez nas zmian.
Korsak zwrócił wówczas uwagę,że:
"za 100 lat będzie Pani miała na tym terenie bardzo piękny zabytek".
"Sto lat to bardzo długo-odpowiedziała pani konserwator".
"Może i długo, ale wie Pani, mój misiu, którego dostałem na chrzest ma już 50 lat i to mineło bardzo szybko."
Koniec końców projekt zostal zaakceptowany.
Zdajemy sobie sprawę, że dyskutowanie doktryny konserwatorskiej to sprawa złożona i delikatna, niemniej nie możemy powstrzymać się od wyrażenia naszej opini, że owa doktryna nie powinna być tak bezwzględnie hermetyczna i autorytarna, powinna natomiast dawać przestrzeń wytrawnym, doświadczonym architektom do indywidualnej oceny i wskazania właściwych dla danego obiektu metod działania i rozwiązań projektowych. Ale to może temat na odrębny artykuł.
Opracowaliśmy więc fachowo projekt budowlany przebudowy z rozbudową naszego dworu w Balinie -Wyrebie i złożyliśmy w Starostwie Powiatowym w Rypinie z prośbą o wydanie decyzji o pozwoleniu na budowę.
W oczekiwaniu na wydanie pozwolenia rozpoczęliśmy poszukiwanie wykonawcy dla naszej budowy.
Wszystkie nasze znajome ekipy, z którymi współpracowaliśmy do tej pory na terenie Warszawy
odmawiały nam, tak szczerze i od serca podjęcia się tego zadania, argumentując odmowę dużą odległością i związanymi z tym dodatkowymi kosztami. Trzeba było poszukać wykonawcy na miejscu. Jak zwykle okazało się to wcale nie łatwe. Większość tamtejszych majstrów budowlanych wycofywało się ze współpracy, przestraszonych zadaniem i obawiając się, że nie podołają budowie tak skomplikowanego obiektu. Ci którzy chcieli się podjąć współpracy wyglądali na pijaczków, którym zależy wyłącznie na wzięciu zaliczki, a nie na podjęciu sumiennej pracy.
Sytuacja nie wyglądała wesoło.
Aż tu pewnego razu pojawił się starszy, trzy lata przed emeryturą , ale w sile wieku majster Gajdziński z Sierpca o potężnych ramionach i dłoniach jak bochny chleba, pogodnym uśmiechu i donośnym głosie. Kiedy w trakcie rozmowy wstępnej na terenie dworu majster z wrodzoną sobie energia i entuzjazmem zaczął tłumaczyć nam jak będzie smołował fragmenty belek stropowych opartych na murze i szeroko gestykulując opisywał inne konieczne prace budowlane zdecydowaliśmy, że powierzamy mu budowe naszego dworu.
"A kto będzie kierownikiem budowy? - zapytał majster Gajdziński"
"No, ja.- odpowiedziała Beata"...........
Rozdział 5.
Realizacja.
Kostancin godzina 3:00 rano, nagle Beata podrywa się gwałtownie i siada na łóżku:
- Gajdziński źle wylewa Balkon!
Korsak otwiera nieprzytomnie oko.
- Czy to bardzo źle? - próbuje jeszcze rozpaczliwie uratować ostatnie chwile snu.
- Cztery centymetry za nisko wylewa Balkon!
- Czy to bardzo źle? - półprzytomny Korsak jeszcze walczy.
- Jak Gajdzinski źle wyleje Balkon, to całe życie będziesz później patrzył na źle wylany Balkon.
Proporcje i dokładność detalu!
Koniec rozmowy, wszystko jasne. Na koń.
O dziewiątej przyjeżdżają betoniarki. Mają zalewać wieńce schody i strop hallu głównego wraz z balkonem. Jak wyjedziemy natychmiast majster Gajdziński zdąży jeszcze poprawić szalunek.
Około 6:00 docieramy na budowę. Ekipa już przy pracy.
Zbrojenie poukładane. Trwają ostatnie prace przy szalunkach.
Trzeba Państwu wiedzieć, że w tej okolicy panuje odwieczny system patriarchalny.
Kobieta na budowie jest traktowana z politowaniem i jej obecność jest lekceważona.
Rekę przy powitaniu podaje się wyłacznie meżczyźnie, rozmawia się wyłącznie z mężczyzną,
kobieta stoi z boku i jest traktowana jak dopust boży.
Wpadamy na budowę. Sprawdzamy. Balkon co prawda podszalowany jest dobrze, ale Beata ciągle mruczy pod nosem i kręci głową:
- Coś tu jest źle, coś jest nie tak......
Wchodzi na piętro, coś jest nie tak, niewygodne schody, liczy stopnie. Za mało.
Brakuje jednego stopnia.
Trzeba jeszcze raz sprawdzić wysokość kondygnacji i rozliczenie stopni.
Majster nie chce mierzyć. Mierzę z Korsakiem, trzy razy. Więcej razy Korsak już nie chce mierzyć więc Beata mierzy po raz ostatni sama przy pomocy sznurka i ciężarka z cegły.
Sprawa jest jasna. Projekt jest dobry, wykonanie szalunku złe.
- Panie Gajdziński, źle Pan podszalował schody!
- Inaczej się nie da. Ja je sam rozmierzyłem i jest dobrze!
- Jest źle. Zgubił Pan jeden stopień.
- Jak Pani taka mądra, to niech mi Pani powie gdzie zrobiłem błąd!
Beata zamyka oczy i po chwili mówi łagodnie:
-Nie policzył Pan wysokości posadzki na piętrze...
Majster Gajdziński milknie. Patrzy w oczy Beacie, schwyta siekierę... i rzuca się rozwalać szalunek.
Betoniarki właśnie wjechały na budowę.
- Zalewać wieńce! - rzuca Gajdziński pracownikom - Jeszcze sam zdążę na nowo zaszalować schody!
Warto pamiętać, że jeżeli przy projektowaniu schodów zachowamy następująca zależność to schody będą wygodne. Otórz suma podwójnej wysokości stopnia i jego szerokości nie może być mniejsza niż 60 cm i nie większa niż 63 cm (2xH+S= 60-63cm). Jak widać samo obniżanie wysokości stopnia nie spowoduje, że schody będą wygodne. Wraz z obniżaniem wysokości stopnia musi iść jego poszerzenie, a przeciwnie wraz ze zwężeniem szerokości stopnia musi iść jego podwyższenie.
Chodzi bowiem o łączną długość kroku, którym w efekcie przemierzamy schody.
Równie interesujące doświadczenie ze schodami przeprowadziliśmy z udziałem majstra Gajdzińskiego podczas reperacji schodów starego wejścia do dworu.Wejście miało trzy stopnie, ale najniższy z nich był ukryty pod ziemią i wymagał pewnej zmiany ukształtowania terenu przy budynku. Majster przekonywał nas, że w zupełności do wejścia wystarczą dwa stopnie, po co robić trzeci?
- Bardzo proszę, niech Pan wejdzie Panie Majster na schody tam gdzie widać trzy stopnie.
A teraz tam gdzie widać tylko dwa stopnie. I jak lepiej?
- No wie Pani, nigdy mi nie przyszło do głowy, że liczba stopni ma jakieś znaczenie!
Po dwóch stopniach chodzi się źle.
- Ergonomia chodzenia. Kończy się ruch tą samą nogą, która się zaczęło. Czyli trzy, pięć, siedem stopni. Będzie wygodnie.
Właśnie w ten sposób od wczesnej wiosny wyglądało nasze życie.
Przez pierwsze dwa miesiące budowa wprawiała nas w zakłopotanie ponieważ początkowo zmuszeni byliśmy rozbierać te fragmenty dworu, które nie nadawały się do uratowania. Było to o tyle frustrujące, że z każdą wizytą na budowie substancji budowlanej ubywało.
Najpoważniejszym problemem była rozbiórka dachu. Mało kto zdaje sobie sprawę, że dachówka leżąca na dachu to ciężar kilkunastu ton. Łatwo więc sobie uzmysłowić, że jeśli ten ciężar spoczywa na przegniłej więźbie dachu to przy jej rozbieraniu może dojść do katastrofy.
W tej sytuacji zdecydowaliśmy, że nie będziemy odzyskiwać dachówki, tylko po uprzednim zabezpieczeniu terenu i odcięciu płatwi kalenicowych od murów zwalimy dach przy pomocy lin zaczepionych do traktorów. Operacja przebiegła sprawnie i bezpiecznie.
Interesującym zagadnieniem wykonawczym było zabezpieczenie, uzupełnienie, wypoziomowanie i scalenie z nowowykonanym wieńcem prefabrykowanych gzymsów wokół całego budynku dworu.
Gzyms składał się z wykonanych w latach 20-tych, na fali nowoczesności, prefabrykowanych betonowych cienkościennych elementów o szerokości 30cm. Po latach te prefabrykaty zaczęły klawiszować, każdy sobie, a szczególnie narożne elementy stały sie zupełnie niestabilne i spadły z budynku. Zespoiliśmy wszystkie klawisze przy pomocy stalowych płaskowników i połączyliśmy z wieńcem przy pomocy wklejonych w prefabrykaty stalowych kotew, które zalane zostały wraz ze zbrojekiem nowego wieńca budynku.
Wielkiej staranności projektowej oraz kunsztu wykonawczego wymagało odtworzenie drewnianej konstrukcji werandy. Według projektu wykonanego pieczołowicie na podstawie zinwentaryzowanych ocalałych resztek werandy i nielicznych ilustracji fotograficznych werandę odtworzył z dużą umiejętnością stolarz z pobliskiego Sierpca.
Budowa posuwała się na przód, wykonane zostały w końcu wszystkie poważne prace budowlane.
Pozostały do wylania szlichty pod posadzki, można więc było pomyśleć o króciutkim wypoczynku.
Ponieważ mieliśmy właśnie odebrać zakupionego wcześniej z hodowli norweskiej kota, postanowiliśmy zwiedzić Norwegię i zrobić sobie tygodniowy urlop. Żeby nie zapeszyć nic nie wspomnieliśmy o naszym wyjeździe majstrowi Gajdzińskiemu. Pojechaliśmy do Gdyni, wsiedliśmy na prom i rozpoczęliśmy odpoczynek.
W połowie drogi do Karlskrone dzwoni majster Gajdziński:
- Pani Beatko złociutka, Pani przyjedzie bo trzeba coś zrobić!!! Gruszkę sciągnęło z drogi w pole i wpadła w błoto po osie, nie wyjedzie, za ciężka. Pięc metrów sześciennych betonu trzeba spuścić na pole, bo inaczej nie drgnie. A za nią stoją następne, a długo tak stać nie mogą!
- Panie majster, Pan mi tu katastrofy ekologicznej nie organizuj. Jesteśmy z mężem po środku Bałtyku na promie i płyniemy na tydzień na urlop do Norwegii. Musi Pan poradzić sobie sam.
A beton ma się znaleźć tam gdzie trzeba, a nie na polu w żadnym razie! Wszystko w Pana rękach Panie Gajdziński.
Po chwili ciszy majster odzyskał głos:
- No dobrze.
Jak wróciliśmy szlichty były już zatarte, a na polu ani śladu betonu.
W takiej atmosferze upłyneło nam półtora roku budowy.
Dwór został ocalony.
Szybko się jednak okazało, że na kompletne wykończenie wnętrz nie wystarczy nam od razu pieniędzy. Kiedy zgromadzimy brakujące fundusze? Nie wiemy.
Uruchomiliśmy wszystkie instalacje, również ogrzewanie, wyposażyliśmy kuchnię i łazienki.
Żeby jednak zamieszkać we dworze przywieźliśmy część mebli i obrazów, aby poczuć się tu bardziej domowo. A ponieważ dom żyje kiedy przyjeżdżają doń goście, nie zważając na częściowe niedogodności, postanowiliśmy zorganizować pierwsze we dworze przyjęcie.
Goście dopisali.
Stół zastawiono suto dla ponad 40 osób. Potrawy, na naszą prośbę, przygotowały panie z Koła Gospodyń Wiejskich w pobliskim Balinie. Goście przedłużyli swój pobyt we dworze, tradycyjnie ztrzymywani przez gospodarzy, na dwa kolejne dni.
Najwyraźniej początek nastąpił pod dobrą gwiazdą, bo goście stale do nas powracają sprowadzając swoich przyjaciół, a Ci stają się naszymi przyjaciółmi. Ich wpisy pozostają na wieczną rzeczy pamiątkę zamknięte w Księdze Gości Dworu Wyręba.
Pomysły i działania rodzą się tu we wspólnej dyskusji ludzi wrażliwych i mądrych.
Pola nie uprawiane od blisko dwudziestu lat przywraca do kultury nasz dzierżawca p.Michał Deręgowski.
Na granicy parku, wzdłuż lipowego szpaleru, stoi kilkanaście uli.
Sukcesywnie porządkujemy zaniedbany park i stawy.
Dwór powrócił do życia.
EX AMOR IN SAPIENTIA STABILIS
Beata i Michał Korsakowie