Header photo Trigger

BIOGRAFIA WŁODZIMIERZA KORSAKA

<<< powrót

"Bo kto kocha przyrodę, nigdy nie będzie nienawidził człowieka".
Włodzimierz Korsak - ostatni Wielki Łowczy Rzeczpospolitej

- Stryju? - świetnie pamiętam Jego dobrą twarz, mądre, łagodne oczy kiedy jako kilkuletni chłopiec podchodziłem do stryja Włodzimierza, przeuroczego starszego pana, Seniora Rodu, którego spotykałem na uroczystościach rodzinnych - Bardzo proszę, niech Stryj mi pokaże kieł tego lwa co go Stryj upolował ? Stryj Włodzimierz, bo tak go nazywaliśmy wszyscy w rodzinie- sięgał z uśmiechem po pugilares, z którego wyjmował duży kieł drapieżnika. W moich rękach ząb drapieżcy lśniący i ostry zdawał się być krwiożerczą bestią, z którą w swojej wyobraźni stałem oko w oko gotowy do walki na śmierć i życie. Uwielbiałem przychodzić do Stryja, siadać mu na kolana, słuchać Jego opowiadań i patrzeć jak za pomocą zwykłych kredek - pastelowych ołówków takich, jakich sam używałem w szkole- tworzy misterne, piękne obrazki przedstawiające zwierzęta i krajobrazy dzikiej przyrody. Chwile te były dla nas obydwu bezcenne. Zdawałem sobie sprawę, że stryj jest już wiekową osobą i zaraz przyjdą rodzice i będą mnie przekonywać, że stryjowi potrzebny jest spokój.

Włodzimierz Korsak - Wielki Łowczy II Rzeczpospolitej, nestor łowiectwa polskiego, podróżnik, autor fundamentalnej książki "Rok Myśliwego" oraz wielu innych książek, opowiadań, wspomnień i reportaży o tematyce łowieckiej, badacz przyrody, prekursor działań na rzecz ochrony przyrody, rysownik, malarz, fotografik, nauczyciel i mistrz wielu pokoleń myśliwych i leśników.

Odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski i najwyższym odznaczeniem łowieckim "Złom".
W nekrologu zamieszczonym w Łowcu Polskim po śmierci stryja Włodzimierza czytamy słowa pełne szacunku: "Człowiek wyjątkowej prawości i kultury osobistej, całe życie związał z ojczystą przyrodą, kochał ją i uczył kochać innych".
Czesław Miłosz w swoim przemówieniu w Krakowie w 2003 roku tak wspominał Włodzimierza Korsaka: "Włodzimierz Korsak był dla mnie i mojego przyjaciela Leopolda Pac- Pomarnackiego autorem kultowym. Jego "Rok myśliwego" ilustrowany przez samego pisarza rysunkami piórkiem, był naszą niemal Ewangelią." W podobnym tonie wypowiadają się o moim stryjcu Włodzimierzu również Melchior Wańkowicz, Józef Weyssenhoff i wielu innych znanych ludzi tamtego pokolenia.

Włodzimierz Korsak urodził się dnia 1 sierpnia 1886 roku w rodzinnym majątku Anińsk w powiecie Siebieskim w województwie Witebskim.
Był synem Bronisława Korsaka herbu Korsak i Emilii z domu hr. Sołtan herbu Sołtan.
Majątek Anińsk liczył sobie około 6000 hektarów w tym ¾ areału stanowiły lasy.
Nie dziwota, że małego Włodzimierza świat przyrody zafascynował bez reszty już od wczesnego dzieciństwa. Spędzał więc czasem i po parę tygodni, w towarzystwie gajowych, ludzi prostych i często niepiśmiennych, ucząc się od nich leśnych tajemnic. Pierwszą wiedzę o myślistwie otrzymał od Jundziłła, wytrawnego myśliwego, mieszkańca puszczy, człowieka żyjącego z darów lasu. To on uczył młodego Korsaka, jak podpatrywać zwierzęta, pokazał Włodzimierzowi jak zrobić wabik do przywoływania ptaków z kory brzozowej lub z wystruganego pióra ze skrzydła sowy, jak tropić zwierzynę i cicho podchodzić do upatrzonych okazów. Do umiłowania przyrody i zachwytu nad jej pięknem dołączyła się wówczas pasja myśliwska.

Włodzimierz zaczął polować mając 11 lat. Ojciec pozwolił mu wówczas używać swojej dubeltówki, z której to upolował w 1897 roku swoje pierwsze trofeum - zająca bielaka.
Z tą dubeltówką wybrał się w towarzystwie Jundziłła na głuszce. Przeszedł wówczas najlepszą szkołę techniki i cierpliwości w tropieniu i podchodzeniu zwierzyny. Potem sztukę myśliwską doskonalił jeszcze przez długie lata.
W 1898 roku za zaoszczędzone pieniądze kupił Włodzimierz używaną dwururkę. Zaproszony przez swoje kolegę Józia Woyniłowicza na Polesie upolował pierwszego odyńca.

Następne oszczędności pozwoliły mu w 1903 r. zakupić kurkową trójlufkę na ołowiane kule, z której to upolował w Puszczy Osińskiej swojego pierwszego niedźwiedzia, a w rok później pierwszego łosia.
Dwór w Anińsku był bardzo gościnnym i niezwykłym domem. Już przy końcu maja zjeżdżała do gościnnego Anińska bardzo licznie młodzież studiująca w Rydze, koleżanki i koledzy starszego rodzeństwa Włodzimierza (Bohdana ur 1875 i Heleny ur 1876), członkowie rodziny i przyjaciele. Jedni wpadali na krótko, inni pozostawali na dłużej, młodzież przeważnie na cztery miesiące.

Włodzimierz dorastał i podobnie jak rodzeństwo wysłany został do gimnazjum w Rydze, gdzie tęskniąc za domem, zaczął malować i pisać opowiadania. Pierwsze z nich ukazało się w Łowcu Polskim w 1904 roku.
Po ukończeniu gimnazjum Włodzimierz podjął studia w Akademii Rolniczej w czeskim Taborze. W czasie studiów zwiedzał Europę. Był w Berlinie, Monachium, Paryżu, Nicei, Brytanii, Belgii, Danii i Szwajcarii. W wolne dni od wykładów bywał w pobliskim Wiedniu, gdzie spotykał się z Józiem Woyniłowiczem.

W 1909 roku pierwsze po latach nieobecności wakacje w Anińsku, obfitowały w wielkie przygody myśliwskie. Podczas wyprawy myśliwskiej wspólnie z bojarem Spirydonem upolował drugiego swojego niedźwiedzia.
Studia w Taborze ukończył w 1910 roku i osiadł w Anińsku.
Z chwilą wybuchu I Wojny Światowej zapisał się do Towarzystwa Pomocy Ofiarom Wojny.
W roku 1916 został wydelegowany przez Towarzystwo do Turkiestanu celem inspekcji polskiego obozu jenieckiego na terenie carskiego majątku Murgab.

Po powrocie do kraju oraz przesłaniu szczegółowego raportu władzom Towarzystwa wyjechał do Aschabadu. Tam wspólnie z dyrektorem tamtejszego Muzeum Przyrodniczego, Stanisławem Bilikiewiczem, przyrodnikiem, profesorem Uniwersytetu w Kazaniu, wziął udział w 6-tygodniowej wyprawie myśliwskiej w góry północnej Persji (obecnie Iran). Polował tam na barany argali, na indyki górskie, koziorożce bezrogowe. Upolował nawet panterę śnieżną.
Z tej przygody wrócił do Aschabadu w styczniu 1917 roku. Wyprawa była wielkim sukcesem badawczym. Zebrane podczas wyprawy informacje na temat flory i fauny zachęciły Bilinkiewicza i Korsaka do zorganizowania kolejnej wyprawy badawczej w mało znane góry Dorwazu.

Wyruszyli dnia 10 marca 1917 r. Wyprawa zorganizowana została w sposób fachowy pod kątem pozyskania jak największej liczby okazów przyrodniczych. Oprócz naukowców w wyprawie wzięło udział wielu tragarzy odpowiedzialnych za transport i zabezpieczenie pozyskanych okazów. Wyprawa trwała prawie siedem miesięcy i tak jak poprzednia zakończyła się sukcesem.
Przebieg wyprawy i zdobyte doświadczenia opisał Włodzimierz Korsak w książce pt. "Ku indyjskiej rubieży".
Powrót do Aschabadu nastąpił w końcu października 1917 r. Wtedy to uczestnicy wyprawy dowiedzieli się o wybuchu rewolucji październikowej.

W wyniku rewolucji październikowej skonfiskowano Korsakom majątek Anińsk.
To była dla Włodzimierza wielka tragedia.
W 1918 roku osiadł na stałe w Warszawie podejmując różne prace zarobkowe. Najpierw pracował w Banku dla Handlu i Przemysłu, potem w Wojskowym Instytucie Geograficznym, wreszcie w Ministerstwie Lasów i Dóbr Państwowych.
W tym czasie dużo pisał. W 1922 roku wydał pierwszą swoją książkę pt. "Rok myśliwego" - rzecz dla myśliwych i miłośników przyrody. W tym samym roku wydał "Na tropie przyrody".

I jak przypuszczać należy, obie te książki wpłynęły na dalszy bieg jego kariery, bowiem w 1923 roku Ministerstwo Lasów i Dóbr Państwowych powierzyło mu stanowisko Głównego Łowczego w lasach państwowych. Był to najszczęśliwszy okres w jego życiu. Organizował od podstaw Polski Związek Łowiecki.
W tym czasie zaproponował i aktywnie przygotowywał utworzenie pierwszego na terenie całej Rzeczpospolitej Parku Narodowego w okolicach Wilna. Robił to, co kochał i na czym znał się najlepiej.
Niestety prawość, odpowiedzialność i fachowość oraz bezprzykładne oddanie misji ochrony przyrody nie pozwoliły Włodzimierzowi Korsakowi zbyt długo cieszyć się nowymi obowiązkami. Włodzimierz Korsak odmówił ówczesnemu swojemu zwierzchnikowi, ministrowi Janickiemu, zgody na polowanie w Puszczy Rudnickiej. Stwierdził na podstawie przeprowadzonego wcześniej oszacowania pogłowia, że na terenie Puszczy Rudnickiej zwierzyna jest zbyt przetrzebiona i w tej sytuacji zgody na polowanie wydać nie może.

Na reakcję dotkniętego do żywego bezdusznego urzędnika nie trzeba było długo czekać.
Dnia 4 września 1925 roku minister Janicki podjął skandaliczną decyzję i zwolnił Włodzimierza Korsaka z pełnionego stanowiska.

W zgryzocie przyszedł Włodzimierzowi z pomocą niezawodny przyjaciel Józio Woyniłowicz, zapraszając go w 1926 roku do swojego folwarku Kuncowszczyzna.
Dnia 1 stycznia 1928 r. przeniósł się Włodzimierz ponownie do Wilna, gdzie w Dyrekcji Lasów Państwowych został przyjęty do pracy w charakterze łowczego.

Zabrał się z entuzjazmem do pracy. W Wilnie spotkał wielu starych znajomych spośród kresowego ziemiaństwa i szybko włączył się w nurt życia kulturalnego, nawiązując liczne nowe znajomości z osobistościami nadającymi ton życiu literackiemu, artystycznemu i naukowemu w mieście. Uczestniczył w "Środach literackich" organizowanych przez redakcję "Słowa Polskiego" i "Przeglądu Tygodniowego". Prezentował na tych spotkaniach fragmenty najnowszych swoich prac. Poznał okolicę mało wówczas znanego jeziora Narocz, które dzięki niemu zostało objęte badaniami prowadzonymi przez Uniwersytet Wileński.

Prowadził również badania Puszczy Rudnickiej. Badał tam pogłowie łosi, które dzięki Jego staraniom otoczono ochroną. W konsekwencji uzyskał zgodę Ministerstwa Rolnictwa i Dóbr Państwowych w Warszawie na wybudowanie domku myśliwskiego oraz gajówki w Puszczy Rudnickiej. Powstało w ten sposób wzorowe gospodarstwo naukowo-łowieckie.
Nazwał je "Sendków". Do Sendkowa rok rocznie począwszy od 1930 roku przyjeżdżał na wypoczynek i łowy prezydent Rzeczpospolitej Józef Mościcki, gościli tam również Melchior Wańkowicz i Leopold Pomarnacki.
Wybuch II wojny światowej przerwał działania na rzecz ochrony przyrody i pozbawił Włodzimierza pracy. Zaczął wówczas zarabiać na życie malowaniem obrazów.

W lutym 1941 roku został aresztowany przez Rosjan. Cudem ocalił życie, kiedy wraz z współwięźniami uratowany został przez kolejarzy z wagonu jadącego na Syberię.
Wstąpił do ruchu oporu. Takiego partyzanta warto było mieć w szeregach. Był nie tylko wyborowym strzelcem, potrafił również wytropić zwierzynę, a na przedwiośniu, znając tereny lęgowe ptaków, mógł zaproponować jajecznicę dla oddziału.

W 1945 roku Włodzimierz Korsak przeniósł się do Gorzowa Wielkopolskiego, gdzie podjął pracę w Dyrekcji Lasów Państwowych. Dyrektor Górski wiedział o przybyciu Korsaka, którego znał z Jego pracy w Wilnie. Powierzył Włodzimierzowi stanowisko instruktora technicznego w Biurze Zagospodarowania Lasu. Była to praca w terenie. Stryj objeżdżał nadleśnictwa, obsadzał gajowych, inwentaryzował zwierzostan. Znów był w swoim żywiole, znów mógł robić to, na czym się znał i co kochał. Znów włączył się w nurt życia społecznego i towarzyskiego. Tak jak w Wilnie uczestniczył w "Środach literackich", organizowanych przez prezesa Polskiego Związku Zachodniego Edmunda Grudzińskiego. Był tam jedynym literatem, który na spotkaniach prezentował fragmenty swoich książek, opowiadał o pięknie puszcz białoruskich i wileńskich oraz o najnowszych spostrzeżeniach przyrodniczych na Ziemi Lubuskiej.

Dnia 27 października 1945 r. Włodzimierz Korsak założył Towarzystwo Łowieckie, prezesując mu nieprzerwanie przez 7 lat aż do jego kasacji w 1953 roku. W miejsce Towarzystwa Łowieckiego powstała wówczas Powiatowa Rada Łowiecka, której również przewodniczył przez następnych 10 lat. Z jego inicjatywy powstało również w dniu 27 lipca 1947 roku pierwsze koło myśliwskie "Bory Lubuskie". Kiedy w 1957 roku powstała Liga Ochrony Przyrody, został jej prezesem do 1969 roku.
Prekursorskie działania Włodzimierza Korsaka w obszarze ochrony przyrody, wysoko ocenił Zarząd Główny w Warszawie przyznając mu Złotą Odznakę LOP.

Po przejściu na emeryturę w 1949 roku stryj nadal wędrował po lasach, utrzymywał kontakty z nadleśniczymi, którzy bardzo cenili każdą jego uwagę czy radę.
Znany był z licznych spotkań autorskich z czytelnikami swoich książek.
Włodzimierz Korsak jest autorem 13 wydanych książek, wszystkie z nich o tematyce przyrodniczej:

  • Rok myśliwego - Poznań 1922 r. ,
  • Na tropie przyrody - Poznań 1922 r. ,
  • Ku indyjskiej rubieży - Poznań 1923 r. (w książce "Ku indyjskiej rubieży " Włodzimierz Korsak opisuje jako pierwszy zjawisko terytorializmu- rzecz za którą etolog holenderski Nikolas Tinbergen dostał nagrodę Nobla w 1973 roku, informację podaję za prof. Jerzym Chmurzyńskim (1929-2009 ) zoologiem i etologiem),
  • Venator - Warszawa 1923 r.,
  • Pieśń puszczy - Warszawa 1924 r.,
  • Z polskiej kniei (album rysunkowy) - Warszawa 1924 r.,
  • Cietrzew - Warszawa 1925 r.,
  • Łoś - Warszawa 1934 r.,
  • Dary lasu - Warszawa 1934 r.,
  • Puszcza Rudnicka - Lwów 1937 r.,
  • Leśne ognisko - Wilno 1939 r.,
  • Na tropach przyrody - Olsztyn 1962 r.,
  • Las mi powiedział - Zielona Góra 1969 r. ( zawiera ona kompendium wiedzy przyrodniczej o Ziemi Lubuskiej, jest to wiedza przekazana harcerzom w Lubniewicach w formie gawęd.)

W 1959 roku Włodzimierz Korsak został członkiem Związku Literatów Polskich.
Zmarł 23 września 1973 roku w Krakowie w Domu Spokojnej Starości.
Prochy Włodzimierza Korsaka sprowadzone zostały do Gorzowa Wielkopolskiego, gdzie od 1983 roku spoczywają w kwaterze zasłużonych na cmentarzu komunalnym przy ul Żwirowej.
Imię Włodzimierza Korsaka noszą szkoły w Gorzowie i Łupowie, a także ulica i księgarnia w Gorzowie Wielkopolskim oraz rezerwat przyrody "Janie" koło Lubniewic.
I właściwie można by uznać śmiało, że pamięć o Włodzimierzu Korsaku, tym niezwykłym i skromnym człowieku - została w ten sposób w pełni uhonorowana.

Aż tu, ni stąd ni zowąd, dostaję wiadomość, że Panowie: Wojewoda Lubuski Jan Świerpo oraz Łowczy Okręgowy Marian Marciniak, zapraszają mnie jako członka rodziny Korsaków, na uroczystość odsłonięcia pomnika Włodzimierza Korsaka, w dniu 23 września 2011 roku w Gorzowie Wielkopolskim.
Pomnik powstał staraniem pana Władysława Sopkowa oraz wielu innych wspaniałych osób z Gorzowa Wielkopolskiego, co znali, cenili i kochali Stryja, który wywarł ogromny wpływ na ich życie.
Przyjechałem na odsłonięcie pomnika, z przekonaniem, że będzie to jedynie lokalna uroczystość. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy zobaczyłem ponad 50 pocztów sztandarowych kół łowieckich z całej Polski, zgromadzonych wokół pomnika.

Odbyła się wielka, oficjalna uroczystość. Pamięć o moim Stryju i szacunek do Włodzimierza Korsaka wyczuwało się w każdym przemówieniu. Słuchałem ze wzruszeniem.
Zachwyciła mnie również forma pomnika. Pomnik znajduje się w parku miejskim i przedstawia postać Włodzimierza Korsaka naturalnej wielkości, siedzącą na myśliwskim trójnogu, bez strzelby a jedynie z lornetką w ręku. Obok myśliwego siedzi jego pies. Wszystkie dzieci bawiące się w parku przybiegają i głaszczą psa po głowie.
Pomnik myśliwego bez strzelby to rzecz niespotykana. Droga życiowa Włodzimierza Korsaka była niezwykła, kiedy jako wybitny myśliwy w swojej miłości do przyrody odłożył strzelbę i do końca życia przemierzał lasy jedynie z lornetką i aparatem fotograficznym. Takim go zapamiętano.

Bogaty zbiór pamiątek po Włodzimierzu Korsaku znalazł swoje miejsce w otwartej w dniu
25 kwietnia 2014 roku przez Nadleśnictwo Kłodawa, w odremontowanym budynku starej wozowni nazwanym "KORSAKóWKĄ", wystawie zatytułowanej: "Włodzimierz Korsak - życie, pasja, twórczość". Rękopisy, maszynopisy, dokumenty osobiste, fotografie, odznaczenia, prace malarskie i rysunkowe pochodzą ze zbiorów Muzeum Lubuskiego.

I właściwie mógłbym w tym miejscu zakończyć tę opowieść o niezwykłym moim Stryju Włodzimierzu. Czuję jednak,że na zakończenie powinienem opowiedzieć jeszcze jedną krótką historię. Miłośnicy i znawcy hodowli koni pełnej krwi angielskiej z pewnością znają postać legendarnego hodowcy ze stadniny w Golejewku a następnie w Krasnem inż. Macieja Świdzińskiego. Był to hodowca z przedwojennym rodowodem i stosowane przez Niego reguły prowadzenia stadniny były twarde i jasne. Tak się stało, że jako student zootechniki zostałem skierowany na praktyki inżynierskie do Stadniny Krasne i dostałem się pod jego "żelazną rękę".
Wiedziałem, że będzie ciężko, ale nie przypuszczałem, że aż tak ciężko, wiedziałem, że będzie mnie ćwiczył, ale nie przypuszczałem, że aż tak będzie mnie ćwiczył.

Przez trzy miesiące dostawałem twardą szkołę, wykonywałem polecenia z szybkością światła, tak, że tylko mój upór i stanowcza determinacja i chęć zostania hodowcą trzymała mnie na posterunku. Po pewnym czasie byłem już tak wyuczony, że po jednym przejściu przez obie stajnie na końcu drugiej zdawałem p. Świdzińskiemu pełny raport o stanie stajni, zdrowiu klaczy, źrebiąt itd.

Oczywiście starannie ogolony i w nienagannym stroju.
Któregoś dnia p. Maciej Świdziński popatrzył na mnie i spytał:
- Panie Michale czy jest pan spokrewniony z Włodzimierzem Korsakiem?
- Tak, Panie Inżynierze, to Stryj mojego Ojca.- odparłem stając na baczność.
Świdziński wbił wzrok w korytarz stajni i zamyślił się dłuższą chwilę, po czem odezwał się cedząc słowa:
- Przeuroczy człowiek... - powtórzył -... Przeuroczy człowiek.
I popatrzył tak jakoś na mnie, jakby chciał zobaczyć w mojej twarzy choć cień Stryja Włodzimierza.

 

 
Pliki do pobrania
POSTACIOWE DRZEWO KORSAKÓW
pobierz

BIOGRAFIA BABCI RENY - IRENY KORSAKOWEJ Z DOMU HRABIANKI BRZOSTOWSKIEJ

Irena z hr. Brzostowskich Wojciechowa Korsakowa, zwana w rodzinie Reną, urodzona w majątku Isnauda w Inflantach Polskich dnia 1 września 1897 roku, zmarła w Gdańsku dnia 8 maja 1977 roku, była córką Mariana (1860-1917) i Marii Teresy Białynia Żyźniewskiej (1866-1936). Marian hrabia Brzostowski herbu Strzemię syn Edwarda (1810-1870) został spalony we własnym dworze podczas napadu hordy bolszewickiej na dwór w Isnaudzie. Bronili dworu w trzy osoby, Marian, zarządca dworu i służący. Ponieważ dworu nie udało się zdobyć, bolszewicy dwór podpalili.

Irena wychowana była w kulcie dwóch wybitnych przedstawicieli rodziny Brzostowskich, którymi byli wielcy reformatorzy: Paweł Ksawery (1739-1828) biskup i pisarz wielki litewski, który jako jeden z pierwszych w Rzeczypospolitej uwłaszczył chłopów w swoich dobrach w Mereczu (Rzeczpospolita Pawłowska) oraz jego bratanek Karol (1796-1853), który również uwłaszczył chłopów w swoim majątku oraz stworzył świetnie prosperujące, bardzo nowoczesne przedsiębiorstwo rolno-przemysłowe (Rzeczpospolita Sztabińska) Po Jego śmierci cały majątek Karola hr Brzostowskiego przekazany został na rzecz Spółdzielni Rolnej którą sam stworzył.

Irena miała kilkoro rodzeństwa: 1) Janina (1892-1966) za Brzostowskim (zupełnie inna rodzina), 2) Szczęsny Karol (1895-1920 zginął w bitwie pod Baranowiczami), 3) Aldona (1895-1975), 4) Władysław (1901- zaginął na początku IIWŚ po wejściu armii czerwonej).

Wielka przyjaźń , która przetrwała do końca jej życia łączyła Irenę Brzostowską z córką właścicieli sąsiedniego majątku Wandą Dynowską. Twórczyni Towarzystwa Teozoficznego, która większą część życia spędziła w Indiach pod przybranym imieniem Uma Devi prowadząc bardzo rozległą i zaangażowaną działalność społeczną. Była prawą ręką Mahatmy Ghandiego, zajmowała się tłumaczeniem i popularyzacją literatury polskiej w Indiach i hinduskiej w Polsce, opiekowała się sierotami z Tybetu, prowadziła dla nich szkoły. Dalaj Lama zawsze o niej mówił - Polska Dama. Zmarła i pochowana została w Tybecie. Na Jej grobie są napisy w trzech językach; polskim, hindustani i tybetańskim. W archiwum rodzinnym zachowała się korespondencja pomiędzy Ireną a Wandą Dynowską.

W latach 1921-24 Irena Brzostowska studiowała na Uniwersytecie Wileńskim. Wykorzystując czas wolny praktykowała w pracowni Bułhaka, ucząc się podstaw i technik nowoczesnej fotografii.

W 1923 roku wyszła za mąż za kapitana Wojciecha Michała Korsaka herbu Korsak urodonego w majątku Bardziłowicze, bohatera wojny polsko-bolszewickiej, osławionego dowódcę III batalionu szturmowego Mińskiego Pułku Strzelców, odznaczonego orderem Virtuti Militari i Krzyżem Walecznych 4 krotnie. We wianie wniosła mężowi majątek Jeziorki i pomniejsze udziały w kilku innych majątkach.

W wyniku podpisania Traktatu Ryskiego majątek Korsaków Bardziłowicze znalazł sie po stronie sowieckiej i został stracony dla rodziny.

Małżeństwo Ireny i Wojciecha Korsaków było bardzo szczęśliwe.
W roku1924 rodził się im syn Jan Janusz (zm. 1993), a w 1927 syn Andrzej Michał Ziemowit (zm. 1999).
Irena towarzyszyła mężowi we wszystkich miejscach pełnienia przez niego służby wojskowej . W 1936 roku major Korsak został Komendantem PKU w Nowym Sączu.

Synowie uczyli się między innymi w Sromowcach Wyżnych w "Cisowym Dworku", legendarnym pensjonacie Olgi Małkowskiej, która wraz z mężem tworzyła w Polsce harcerstwo.

Przed samym wybuchem II WŚ ze względów bezpieczeństwa Wojciech Korsak wysłał pociągiem całe wyposażenie dworu w Jeziorkach do Łucka. Pociąg nigdy do Łucka nie dotarł.

We wrześniu 1939 roku Wojciech Korsak dostał rozkaz wymarszu do obrony Lwowa. W drodze do Lwowa został skierowany do Rumunii na miejsce koncentracji wojsk. Dostał się do obozu internowania. Tam proszony był o podpisanie zobowiązania, że pod słowem honoru nie opuści obozu. Major Korsak oficjalnego kwestionariusza nie wypełnił lecz na dole strony dopisał: "przysięga wojskowa zobowiązuje mnie do walki i nie mogę takiego zobowiązania podpisać". Wkrótce jak wielu innych polskich oficerów uciekł z obozu internowania i poprzez Francję dostał się do Anglii. Z żoną Ireną spotkali się dopiero w 1957 roku w Londynie.

Irena wraz z młodszym synem Andrzejem wracała we wrześniu 1939 roku z wakacji w majątku Jeziorki. Zostali zatrzymani w zajętym przez amię czerwoną Przemyślu, gdzie czekali na przepustkę do strefy niemieckiej, do Nowego Sącza. Przeszli gehennę uchodźców, śpiąc kątem na schodach i wysprzedając się ze wszystkiego co mieli. Rena dzięki swojemu wykształceniu zdobytemu przed wojną na kursach wojskowych zaczęła pracować w szpitalu. W lutym 40 roku udało im sie powrócić do Nowego Sącza.

Drugi syn Ireny Jasiek pozostał u kuzynów pod Wilnem, u których spędzał wakacje gdzie brał udział w udzielaniu pomocy oddziałom partyzanckim. Z matką spotkali się dopiero po wojnie.
W Nowym Sączu Irena z synem Andrzejem zostali wyrzuceni z willi oficerskiej, która była ich domem. Niemcy zabrali nie tylko willę, ale i będące na jej wyposażeniu, bardzo cenne zabytkowe meble należące od pokoleń do rodziny Korsaków, między innymi komplet stołowy stanisławowski.
Zachowała się wymiana korespondencji Ireny z niemieckim Komendantem w Nowym Sączu, który odmówił zwrotu nawet tak podstawowych, niezbędnych dla codziennego funkcjonowania mebli jak łóżko czy stół.

Irena jako żona ostatniego komendanta była osobą znaną w Nowym Sączu i miała wielu znajomych w kręgach wojskowych. Rozpoczęła działalnośc w organizacjach podziemnych ZWZ AK, a później w organizacji ratującej żydów ŻEGOTA. To przez jej dom przewijali się uchodźcy, uciekinierzy z getta w Nowym Sączu, których przywoził znajomy doktor Kazaczko. Na pytania kto to są te nowo przybyłe osoby, Irena odpowiadała - krewni. Wszyscy Polacy zamieszkali w tej samej co Irena kamienicy mieli wiedzę co się dzieje. W rodzinie znana jest opowieść o tym jak ukrywany za klatkami z królikami w sianie pewien profesor żydowskiego pochodzenia przywieziony z Warszawy, przeziębił się i kasłał. Do Ireny przyszedł wówczas dozorca i powiedział: "Pani majorowo, te króliki strasznie kaszlą, proszę coś z tym zrobić." W ciągu jednego dnia przeprowadzka została pilnie zorganizowana.

Z rodziną Harsdorfów, którzy przed wojną podobnie jak Korsakowie mieszkali na tej samej ulicy Batorego, w czasie wojny wiązała Irenę przyjaźń i podziemna współpraca. W konspiracji dział zarówno ojciec rodziny Antoni Harsdorf jak i wszystkie trzy jego wspaniałe córki: Ewa, Maria i Teresa. Przyjaźń przetrwa wojnę i trwała do końca ich życia. Ewa Harsdorf była niezwykle uzdolniona plastycznie, uczyła się u Barbackiego, a po wojnie została cenioną malarką i pedagogiem, wychowała ponad 30-tu młodych artystów.

Natomiast życiem Marii Harsdorf było niewątpliwie harcerstwo i praca wychowawcza poświęcona dzieciom w wieku przedszkolnym.

Teresa Harsdorf, ostatnia z sióstr, wyszła za mąż za Zbigniewa Bromowicza. Byli małżeństwem nauczycielskim. Z pasją uczyli młodych adeptów wspinaczki w Tatrach, między innymi syna Ireny Andrzeja Korsaka późniejszego autora kultowej książki "Tatrzańscy Kosynierzy". Przyjmowali pod swój dach wszystkich znajomych, którzy przyjeżdżali do Zakopanego. Legendarni nauczyciele z Zakopanego! Kto wówczas nie znał Bromowiczów?!
Podczas wojny Irena Korsakowa, zarabiając na życie i działając w konspiracji pracowała na kolei gdzie zajmowała się sprzątaniem pokoi biurowych. Dzięki tej pracy miała możliwość dostępu do niemieckich biur na kolei i była bezpośrednim świadkiem wysyłania pierwszych polskich transportów z Nowego Sącza przez Tarnów do Oświęcimia. W ten sposób powstały notatki, tzw. "kartki Ireny" publikowane częściowo po raz pierwszy w styczniu 2019 roku na Fb, a obecnie w całości na opracowanej specjalnie dla tego celu stronie internetowej. Nie wiemy jak wiele osób obejmowały pierwotnie spisy Ireny, na czyje polecenie były robione i komu były przekazywane. W archiwum rodzinnym zachowało się nieco ponad 50 kartek.

Po 1945 roku Irena pracowała w Radzie Głównej Opiekuńczej, a od 1947 w PCK jako referentka Kół Młodzieży, następnie w latach 1950-57 roku w Obwodowej Poradni Lekarskiej w Nowym Sączu.
W 1950 roku jej syn Andrzej, powstaniec warszawski pseudnim "Żuraw" zostaje skazany "za rewolwer i cztery naboje w fortepianie" na 8 lat ciężkich robót z art 86 KKWP – więzienie: Rawicz, Sztum, kopalnia "Dymitrow", kamieniołomy w Strzelacach Opolskich. Po 4 latach zostaje objętych amnestią i zwolniony.
Dopiero w 1957 roku Irena może wyjechać do Anglii i dołączyć do swojego męża Wojciecha Korsaka, który zdecydował się pozostać na emigracji.

Wojciech Korsak zmarł w 1965 roku w Londynie.
Irena Korsakowa powróciła do Polski w 1975 roku, gdzie zmarła w Gdańsku w 1977 roku.

Od babci mojej Ireny z hr. Brzostowskich Wojciechowej Korsakowej nigdy nie słyszałem złego słowa o Polsce. Polska była dla babci Ireny Świętością!
Nigdy też od mojej Babci nie usłyszałem złego słowa o innej osobie!

Więcej informacji: kartkiireny.pl

Michał Korsak

<<< powrót

 

BIOGRAFIA WOJCIECHA KORSAKA

Wojciech Korsak herbu Korsak z linii Bobynickiej, potomek sławnego i potężnego rodu możnowładców Księstwa Połockiego, panów ruskich, panów Rady Wielkiego Księcia Litewskiego, rycerzy Najjaśniejszej Rzeczpospolitej, szlachcic polski i wielki polski patriota, urodził się 12 lipca 1894 roku w rodowym majątku Bardziełowicze w powiecie drysieńskim na wileńszczyźnie jako drugi syn Piotra Korsaka i Leontyny z Romanowskich.

Wojciech Korsak przyszedł na świat w rodzinie, w której historia zapisywana była od najdalszych pokoleń, dziejami członków Rodu, a Ród był świadom dziejów Rzeczpospolitej i swojej w budowaniu Jej Historii czynnej roli. Począwszy od pierwszego historycznie znanego Korsaka, Fryderyka (Bratoszy), który otrzymał za żonę, jak mówi przekaz, siostrę króla polskiego Władysława II Jagiełły i Wielkiego Księcia Litewskiego Świdrygiełły, poprzez bohaterskich obrońców Połocka, Smoleńska, uczestników Odsieczy Wiedeńskiej, posłów i senatorów Rzeczpospolitej, a szczególnie Samuela Korsaka posła Sejmu Rozbiorowego 1773-1775r., który wraz z Tadeuszem Reytanem i Stanisławem Bohuszewiczem Minkowskim stawili opór przeciw zatwierdzeniu I rozbioru Polski, generała Tadeusza Korsaka posła Sejmu Wielkiego i sygnotariusza Konstytucji 3-go Maja, poety Rajmunda Korsaka i por. Kaspra Korsaka, przyjaciół i współtowarzyszy generała Jakuba Jasińskiego dowódcy Powstania Kościuszkowskiego i obrońcy Pragi 1794 r. pochowanego na cmentarzu przy Kościele Na Kamionku. Rodzina Korsaków poprzez swoje liczne fundacje na rzecz Kościoła Katolickiego sprowadzała na ziemie Białej Rusi Dominikanów, Bernardynów, Karmelitów,stawiając dla nich potężne klasztory, kościoły parafialne, szkoły, szpitale, ochronki, bursy, wyposażajac je w majątki, włączając te ziemie w krąg kultury łacińskiej.

Majątek Bardziełowicze był dość dużym majątkiem, dzięki czemu rodzina żyła na odpowiednio wysokiej stopie. Wojciech Korsak wychowywał się w rodzinnym dworze pod okiem francuskiej guwernantki. Wzrastał w wielojęzycznym środowisku. W domu mówiono po polsku i obowiązkowo po francusku, posługiwano się biegle również językiem rosyjskim, który był wówczas językiem urzędowym, a w kontaktach ze służbą i poddanymi, przede wszystkim językiem białoruskim i litewskim. Ojciec, Piotr Korsak, który był człowiekiem świetnie wykształconym, studiował prawo w Berlinie, znał również biegle język niemiecki, a dla zabawy nauczył się jeszcze wówczas języka jidysz. Potrafił więc z łatwością porozumiewać się z żydowskim dostawcą towarów zaopatrującym dwór w Bardziełowiczach. Ta dość komiczna na pozór umiejętność
i uprzejmość pańska , była bardzo doceniana przez owego Żyda i została przez niego odwzajemniona w prawdziwie dramatycznych okolicznościach. Kiedy bojówki bolszewickie zbliżały się do Bardziełowicz, wówczas ów Żyd przybiegł do dworu z okrzykiem: „uciekajcie- idą na dwór!”, ostrzegając na czas Piotra i ratując życie rodzinie Korsaków.
Kontynuując naukę, w 1916 roku Wojciech Korsak wstąpił w Petersburgu do Włodzimierskiej Szkoły Wojskowej. W 1917 roku służył jeszcze w baonie Lejb Gwardii Pawłowskiego, I Korpusu Polskiego, 3 kompanii, 2 legii rycerskiej, ale skoro stało się to tylko możliwe, przystapił do Wojska Polskiego i służył w II Korpusie w Krzemieńcu Polskim.
Już pierwsze dni po odzyskaniu wolności wypełniła orężna walka o granice Państwa.

Polska zmuszona była bronić dziedzictwa Piastów i Jagiellonów, na wszystkich frontach, przeciwko: Niemcom, Czechom, Ukraińcom i Moskwie. W tych to ciężkich czasach wojskowi Polacy z rozbrojonych korpusów wschodnich, organizowanych przy armii rosyjskiej, zaczęli ściągać do wyzwalanego własnym wysiłkiem kraju dla jego obrony.

W 1918 roku Wojciech Korsak , jako ułan walczył w partyzanckim oddziale por. Pruszaka, następnie został wcielony do I Korpusu gen. Dowbora- Muśnickiego, aby pod koniec roku znaleźć się w Samoobronie Litwy i Białorusi z ogólnym dowództwem w Wilnie. Zawsze patriotycznie oddane Macierzy społeczeństwo kresowe tworzyło własnym kosztem doraźne oddziały wojskowe tzw. "samoobrony". W ten sposób powstały: Samoobrona Wilna, Samoobrona Mińska, które następnie dały znakomite kadry oficerskie i podoficerskie dla nowopowstającego Mińskiego Pułku Strzelców.
Od 9 I 1919 roku ppor Wojciech Korsak skierowany został do Mińskiego Pułku Strzelców, I Dywizji Litewsko-Białoruskiej, z którym przeszedł, jako dowódca 1. kompanii I-go batalionu, a następnie jako dowódca III batalionu szturmowego, zaszczytny szlak bojowy.

(A oto, co podaje "Zarys Historii Wojennej Pułków Polskich 1918-1920, 86 Miński Pułku Piechoty", z polecenia Wojskowego Biura Historycznego, opracowany przez kpt Stanisława Mieczkowskiego, wydany w Warszawie 1929 r.)

Chrzest bojowy Miński Pułk Strzelców przeszedł w marcu 1919 r. Zdobywając, a następnie przez kilka dni broniąc bohatersko miasto Słonim. Słonim zdobyto dnia 2 marca. Nie zważając na przewagę ogniową nieprzyjacielskich karabinów maszynowych żołnierze parli na przód. Wkrótce jednak ostrzał sowiecki powstrzymał ich rozpęd. Natarcie czołowe zostało zatrzymane do chwili oskrzydlenia wroga przez żolnierzy 3. kompanii.

Przeciwnatarcia ppor Korsaka w obronie miasta Słonima.Wówczas dowódca 1. kompanii ppor. Wojciech Korsak poderwał swoją kompanię do szturmu, za jego zaś przykładem poszła 2. kompania. Nieprzyjaciel cofnął się w kierunku Słonima, ale w ślad za nim do miasta wpadła 1. i 3. kompania. Krótko trwała walka uliczna; złamany nieprzyjaciel pozostawiając 40 jeńców, uciekł za rzekę Szczarę. Potem przez kilka dni trwały walki o utrzymanie Słonima i przepraw przez rzekę.

Nieprzyjaciel kilkakrotnie podejmował kontrnatarcia i próby odzyskania miasta.

Dnia 9 marca nieprzyjaciel ponowił swoje kontrnatarcia jednocześnie w kilku miejscach.

Stanowiska utracone raz po raz odzyskiwano w kolejnych przeciwuderzeniach, w których to działaniach odznaczył się por. Wojciech Korsak. Taka walka trwała aż do zmierzchu. O godzinie 18:00, korzystając z chwili zmiany dwóch kompanii na przedmościu, nieprzyjaciel uderzył na lewe skrzydło odcinka i zdobył przeprawę. Porucznik Korsak broniąc w tym czasie drugiego mostu, słysząc gwałtowną strzelaninę i krzyki "hurra", samorzutnie pośpieszył tam na ratunek z częścią swej kompanii, powstrzymał cofające się oddziały i poprowadził je do przeciwuderzenia.

W tym czasie nieprzyjacielska piechota zwiększonymi siłami zaatakowała przeprawę bronioną przez inną część 1. kompanii. Rosjanie opanowali most i wdarli się aż do środka miasta. Porucznik Korsak mając w ręku tylko część swych ludzi, cofnął się do miasta, i tu zaskoczywszy przeciwników, ogniem karabinów maszynowych i granatów, uderzył na bagnety. Wróg został wyrzucony pozostawiając drogę swojego odwrotu zasłaną trupami. Dzięki zimnej krwi i odwadze por Korsaka sytuacja w mieście została opanowana. Tak właśnie te wydarzenia opisane zostały w książce p.t. "Zarys historii wojennej 86 Mińskiego pułku strzelców".

W jaki sposób por. Korsak mając do dyspozycji ledwie garstkę żołnierzy był w stanie wejść do miasta niezauważony i zaskoczyć broniących go znacznie liczniejszych sowietów? Z rodzinnego przekazu wiemy, że przebrał swoich ludzi w sowieckie łachy i udając oddział bolszewicki, pod osłoną ciemności wszedł bezpiecznie na teren wroga. Plan okazał się świetny. Nierozpoznani dostali się do wnętrza miasta. Zdradził ich dopiero nienaganny język rosyjski por. Korsaka, którym odpowiedział na rzucone z ciemności pytanie sowieckiego żołnierza. Ale wtedy to już nie miało żadnego znaczenia. Błyskawicznie opanowali miasto w walce na bagnety. Słonim został obroniony.

Za obronę Słonima por. Wojciech Korsak otrzymał order Virtuti Militari V klasy.

Z końcem marca 1919r. powstał przy dowództwie I Dywizji Litewsko-Białoruskiej jako jednostka samodzielna, batalion szturmowy dywizji. Dnia 13 maja został on wcielony do Mińskiego Pułku Strzelców jako III batalion z pozostawieniem wyjątkowej nazwy "szturmowy".

Dowództwo nad nim objął ppor Wojciech Korsak.

III batalion szturmowy ppor Korsaka toruje drogę dywizji pod Nowosiółkami.Przed świtem dnia 25 lipca batalion szturmowy idący na czele, spotkał minąwszy wieś Karpowce, przygotowany ogień karabinów maszynowych nieprzyjaciela. Porucznik Korsak nie otwierajac ognia porwał się z batalionem do szturmu, wpadając jednym skokiem do wsi Nowosiółki. Wśród zabudowań i opłotków rozgorzała walka na bagnety i kolby. Szalony pęd piechurów III batalionu jak klinem przerwał stojące z tyłu odwody nieprzyjacielskiej dywizji. O świcie batalion szturmowy był już 2 kilometry poza linią wroga, za nim podążał batalion Wileńskiego pułku. (...) Podczas tego nader ciężkiego i ryzykownego marszu, III batalion por. Korsaka, który zachował spoistośc i dobry nastrój, był przerzucany z czoła kolumny na jej tyły, w miarę tego skąd groziło niebezpieczeństwo.

To jedynie kilka z bardzo wielu niezwykłych historii, z wojennego życia, charyzmatycznego porucznika Korsaka i bojowych dokonań jego niezłomnego szturmowego batalionu.

(Dla tych, którzy nie znają historii legendarnego Mińskiego Pułku Strzelców powołanego dnia 17 grudnia 1918 roku, a przemianowanego następnie we wrześniu 1921 roku, na 86 Pułk Piechoty i walczącego w nim żołnierza kresowego, przytoczymy kilka fragmentów z wydawnictwa okolicznościowego p.t. "Jednodniówka I-szej Litewsko-Białoruskiej Dywizji" wydanego w Wilnie w 1920 roku w drugą rocznicę powstania Dywizji. Posłuchajmy głosu sprzed wieku, w chwilę po odparciu nawały bolszewickiej spod Warszawy i brawurowym przeprowadzenia kampanii wileńskiej. Specjalnie nie wprowadzaliśmy korekt językowych, tak żeby zachować ducha czasów przeszłych oraz obrazowość i szczerość wypowiedzi.)

Szlakiem Dziadów
Ziemia Litewsko-Białoruska, ta wschodnia połać Rzeczpospolitej, jest od wieków terenem i przedmiotem walk z Moskwą.
Tędy szły, świeżego braterstwa, regimenty polsko litewskie pod wodzą Jagiellonów.
Tędy twarde zastępy piechoty wybranieckiej Batorego pod mury Smoleńska. Tędy twarde a mocne hufce Żółkiewskiego po carów koronę
Pochód chwały bojowej – pochód Idei Wielkiej...Unia...
Kultura Zachodu garnie ku sobie barbarzyński Wschód.
Chybione...Moskwa dzika, a rządna, rośnie w potegę.
W dniu ciężkich i znojnych zmagań się Rzeczpospolitej z zalewem nieprzyjacielskim, Moskwa zniszczeniem i pożogą do Wilna dociera. Rewera-Potocki, Czarnecki i Sapiecha - to pierwsi bohaterowie walki o niezależność i całość Rzeczpospolitej.
I odtąd długo, bo aż do upadku, Polska jak wielka i szeroka z nad Warty po Dniepr i Dźwinę walczy o kresy jej wschodnie, o stanowisko mocarstwowe, o cywilizację zachodu.
Nieprzyjaciel wytrwale, a przebiegle, jątrząc wewnątrz i zewnątrz, prze do Litwy i Rusi, by wejść do Europy.
I pada Polska w uścisku potrójnych nieprzyjaciół, lecz kilkakroć zrywa się do walki. - I gdy zew pójdzie do boju- wstają zbrojni, aż po Dźwiny brzegi.
Boje Jasińskiego- Powstania Kościuszkowskiego.
Entuzjazm czynu epopei Napoleona.
I rok 31- huk dział z Grochowa, Wawra i Ostrołęki odbija się echem salw na gościńcach i miasteczkach Litwy i Białej Rusi. Małe oddziałki Staniewicza, Platerówny i innych rozbrajają załogi, rosną w potężne zastępy Giełguda i Dembińskiego.
I ofiarnie, a uparcie, bo najdłużej w Rzeczypospolitej krwawią się bory i puszcze litewskie roku Sześćdziesiątego trzeciego w walce z przemożnym nieprzyjacielem. Postacie tych bojowników- to relikwie Narodu: ks. Mackiewicz i Narbut, Sierakowski i Topór legendą żyją do dziś wśród ludu.
Echa ich czynów- to modlitwa młodych pokoleń.
I z pędu skrzydlatej braci pancernej, z dni chwały,- gdy jeńcy z carów się wiedli, z brawury i mocy, gdy dziesiękroć liczniejsze miażdżono zastępy, z ziemi krwią rycerzy spojonej- i dni ciężkich, i zawiedzionych, nadziei, i z długich lat głuchej, krwawej a nieubłaganej walki- urastały pokolenia kresowe- by walczyć, ginąć i mierzyć śnieżne szlaki Sybiru.
I szedł żołnierz kresowy w trudzie ofiarnym serdeczną krwią znaczonym ku niepodległości i całości Najjaśniejszej Rzeczpospolitej Polskiej.
Szedł i potężniał w sobie.


* * *

Przyszły lata wojny wszechświatowej- śmiertelnej walki zaborców.- Czekały ją pokolenia.- W ukryciu, w modlitewnym skupieniu gotowały się do czynu. Wśród miljonów walczących staje żołnierz polski ze swoim sztandarem.
I potem, gdy po krwawych latach wojny rozpraszają się masy armji nieprzyjacielskich, natęża on wolę w ostatni decydujący akt, zbiera moc piorunową- i uderza.
I znowóż, jak przed laty od Warty, aż za Wilno poszedł błysk bagnetu Żołnierza jedynej Wielkiej Ojczyzny.- Kresy po przez liczne oddziały "samoobrony" i grupki partyzanckie skupiają swą siłę, wykreślają swą wolę i znaczą udział we wspólnym czynie Narodu. Aż urastają w potężną
Litewsko-Białoruską Dywizję.
Ujęta w ręce najlepszych Wodzów, zakreśla sobie wielkie zadania: wypiera wroga aż po Dźwinę, strzeże kraj i Polskę całą od nawały wrogów. Gdy nieprzyjaciel raz po raz stokroć silniejszy na nas uderza, gdy siły nasze poczynają ulegać, Dywizja ostatnia się cofa, broniąc każdą piędź ziemi ojczystej...Moskal pod Warszawę podchodzi...Pod Radzyminem łamią się pułki...Dywizja wspaniałym kontratakiem rozpoczyna wielką ofenzywę.
Te same, zda się, wojska, co i dawniej, te same dzieci Ojczyzny szlakami dziadów do wielkich Polski przeznaczeń wiedzione.


Polska kocha, Bóg pamięta.
Dywizji Litewsko-Białoruskiej.

Idą strzelcy lasem, borem,
Stado szarych, nędznych widm,
Idą Dziadów, Ojców wzorem
W burzę bitwy, w piosnki rytm.
W oczach wiara skrzy zaklęta,
Czyż żołnierska dola zła?
Polska kocha, Bóg pamięta,
A więc będzie, co Bóg da!

Idą, niby na igrzyska,
Kresów Polski dzielny huf,
Póki dłoń karabin ściska,
Precz koszmary czarnych snów!
Nie zginęła sprawa święta,
Moc i hart w nas jeszcze trwa,
Polska kocha, Bóg pamięta,
A więc będzie, co Bóg da!

Z Radzymina pól- do Wilna,
Sen tryumfu serce śni...
Polska wielka, Polska silna,
Biały orzeł w słońcu lśni!
Cóż nam dyplomacji pęta,
Polityków śmieszna gra?
Polska kocha, Bóg pamięta,
A więc będzie, co Bóg da!

Vel.

 

Miński pułk strzelców.
Historia Mińskiego pułku strzelców to jedna z najpiękniejszych kart historii I Litewsko-Białoruskiej Dywizji z tych czasów, kiedy to jeszcze nadludzki wysiłek jednostek i osobiste bohaterstwo zastąpić musiało wszystko, w co według pojęć europejskich wyposażona być winna każda jednostka bojowa.
Tabory, intendentury, ambulanse, apteki i.t.p. akcesorja każdego dobrze wyekwipowanego oddziału bojowego, były to w Mińskim pułku strzelców, w początkach jego istnienia, rzeczy zupełnie nieznane.
Bo stworzył Miński pułk strzelców, jak w ogóle wszystkie formacje kresowe, a zwłaszcza I Litewsko-Białoruską Dywizję, nie zimny rozum, lecz entuzjazm i miłość zapaleńcza zagrożonej Macierzy. Nie dziw więc, że wstępujący ochotnik, pod wpływem takich uczuć, pytał przedewszystkim o karabin, naboje i wroga. Reszta go nie obchodziła- nie wiedział o niej, nie doceniał jej, lub lekceważył.
A jednak mimo wszystkich braków, a może właśnie ze względu na nie pułk zaczął się wkrótce wybijać na czoło innych pokrewnych mu formacji. Zaczęto mu powierzać coraz trudniejsze zadania, aż od maja 1920 r. powierzono mu zaszczytne zadanie krycia odwrotu swojej i innych dywizji. Wypełnił je wspaniale. Ten marsz straceńczy od Lepla aż po Warszawę, ten pochód wśród łuny pożarów, nieustannego grzmotu dział i grzechotu karabinów, z ciągłą obecnością wroga na widnokręgu- to jeden z najwspanialszych czynów Mińskiego pułku strzelców. Cofał się, bo cofała się cała armja, bo taki był rozkaz, ale stanowiska bez rozkazu nie opuścił nigdy.
Były chwile wprost beznadziejne, gdy pułk daleko na tyłach, odcięty od głównych sił armji, maszerować musiał całe wiorst dziesiątki, mając na widnokręgu przed sobą nieprzyjacielską jazdę, z tyłu- następującą nieprzyjacielską piechotę, z boków puszczę tajemniczą,- a nikt aż do ostatniego szeregowca, ani przez chwilę nie myślał poddać się lub wyłamać się jakimś fortelem od ścisłego wykonania rozkazu. W takich razach pułk batalionami, kompanjami, a nawet plutonami tylko, wgryzał się z wściekłością w brudne cielsko wroga (...), trwał na pozycji aż do otrzymania rozkazu "stanowisko opóścić"- i wtedy dopiero się cofał kąsając i szarpiąc. Tak było pod Leplem, Otrubkiem, Brjańskiem, Tymiankami, nad Bugiem i dziesiątkami innych miejscowości, które pułk zrosił obficie krwią najlepszych swych synów.
Aż przyszedł niezatarty w historii czyn pod Radzyminem.
Pułk utraciwszy po drodze od Lepla do Warszawy, trzy czwarte swojego bojowego stanu w zabitych i rannych, pomnożywszy natomiast zdobycznymi swe karabiny maszynowe i stworzywszy ze zdobycznych koni i wozów tabory i ambulanse, zajął w 270 bagnetów odcinek pięciowiorstowy , mając na przeciw siebie pełne trzy pułki nieprzyjacielskie.
Chwila była strzaszna: Warszawa- Polska- Wolność i przyszłość cała Narodu na setki lat, a może na zawsze od tych 270 zależało bagnetów. Znać to było z twarzy dowódcy, z twarzy oficerów, aż do ostatniego żołnierza, że zdają sobie z położenia sprawę, że to już koniec się zbliża, że- albo paść przyjdzie, co do jednego, albo nadludzkim wysiłkiem utrzymać pozycje, i dać innym możność przeprowadzenia zakreślonego planu.
A była to jeszcze stara wiara, zahartowana w półtorarocznych krwawych bojach, twarda i nieruchoma jak głaz w raz zajętych pozycjach, spokojna, ze stalowym spojrzeniem i stwardniałem z zawziętości sercem. Chwila musiała być groźna, skoro te twarde dusze opanowywał jakiś sentyment i bojaźń. Była noc. Cicho, w skupieniu, ruszyli wszyscy. Jeden drugiemu posłał tylko ciepłe, serdeczne spojrzenie, ten i ów rzucił smetnie wzrokiem na wszchód, śląc zapewne myślą pożegnanie rodzinnym białoruskim lasom, matce, żonie, dziewczynie może...i oto wszystko.
Stężały na powrót twarze, skupiły sie w sobie jaźnie. Pułk poszedł na pozycję.
Czy ją obronił?- niech powie Warszawa, niech powie wolna dziś Polska (...).
Ciężko było w drugim dniu bitwy, gdy pułk otrzymał rozkaz rozszerzyć swoją akcję na sąsiedni odcinek.(...) Bóg dopomógł i pułk nie tylko utrzymał pozycję, ale wyparł wroga z zajmowanych stanowisk i ruszył naprzód, zachowując nadal swą bitność i siłę bojowa.
Co się działo w sercach starych wiarusów gdy przyszedł rozkaz "do Warszawy", a później na wschód do Buga, na Wołkowysk, aż hen do Mińska, Berezyny- do swoich, któż opisać zdoła?
Obdarci, bosi, nie myci zdawali sie być jednak jakimś odświętnym, weselnym korowodem, tak im szczęście na twarzach promieniało, taki blask radości bił od ich postaci.
Co im tam bolszewicy- złamią i przejdą, przeszli. Mignęły im tylko jak sen: Siedlce, Bug, Bielsk, zaszumiała tajemniczo Białowieska puszcza. Znolsili od czasu do czasu wraże bolszewickie watahy- i szli bez wytchnienia- dzień i noc, w awangardzie do swoich.
Za upokorzenie odwrotu- za cały znój tułaczy- za krew przelaną i śmierć tylu towarzyszy- jeden cud o Boże- do swoich. Stawić się im zwycięzcą, pokazać im tę dzicz pędzoną kolbą polskiego żolnierza, wsłuchać się w poszum rodzinnych lasów i usłyszeć gwarę rodzinną z ust drogich...
Oto marzenie jedyne starych wiarusów Mińskiego pułku strzelców po bitwie pod Warszawą.
Aż tu nagle, w Gródku, przychodzi rozkaz: "na zachód"...Marszruta wyznaczona- Białystok, Augustów, i dalej. W starym żołnierzu zaskowyczało serce, zaklął jeden za drugim, ale trudno – rozkaz. I znów tęskne spojrzenie na wschód, znów tężeją twarze, znów zawziętość. "Poczekaj bolszewiku!"- rece żelaznym uściskiem znów chwytają karabin i pułk znów rusza kornie dalej. Przyszły później na tyłach bolszewickich Wasiliszki, Papiernia, Feliksów, pułk tracił w zabitych swoich najlepszych: szeregi starej wiary przerzedzały się coraz bardziej; coraz rzadziej słyszeć się dawała w szeregach śpiewna, biało-ruska gwara, pułk jednak trwał wiernie na raz zajętym stanowisku. Do Wilna wszedł Miński pułk pierwszy. Walcząc nieustannie od 27-go września, posuwając się naprzód w szalonym wprost tempie, dostąpił tej radości iż został pierwszy obrzucony kwiatami, i usłyszał pierwszy krzyk zachwytu ludności na widok polskiego żołnierza.
Niestety, nie miał pułk szczęścia. Ani dnia nie korzystał z gościnności Wilna.
Czekał go rozkaz, który spełnić musiał:"Zabezpieczyć Wilno". Więc poszedł natychmiast. Zdobył Landwarowo, krwawił przez dwa dni w Rykontach, bił się pod Starymi Trokami, pod Mejszagołą, dodając do dawnych nowe liście wawrzynu.
Dzisiaj, w dwuletnią rocznicę powstania I-szej Dywizji Litewsko-Białoruskiej,- wielkie święto kresowej formacji, której Polska zawdzięcza potężny "cud nad Wisłą", a Wilno i Litwa polska,- cud powrotu "na Ojczyzny łono" Miński pułk strzelców jest ozdobą tej Dywizji.
X. N.


Żołnierz kresowy

(...) Żołnierz kresowy bił się, walczył nieraz ze zmiennym szczęściem, lecz zawsze trwał, zawsze stawał do walki ze stokroć silniejszym przeciwnikiem, bo wiedział, że broniąc tych kresów broni całą Rzeczpospolitę, całą polskość.
Szedł on kolejno pełen zapału pod Orszę, Smoleńsk, Połock, Berezynę, szedł w każdym niemał pokoleniu. W jednym mu się powodziło, w drugim ponosił klęske, zawsze jednak, nawet wtedy, gdy go rozbrojono, gdy mu mundur zdarto- stał i czuwał.
Zawisza Czarny i Chodkiewicz, Wołodyjowscy, Skrzetuscy i Kmicice, potem Korsak, Jasiński, a w końcu Traugutt, wódz powstańców 1863 roku, powstańców nie armji, wszystko to kresowi żołnierze dla wzorowania ich chwały i czynów- my żolnierze kresowi) pragniemy byśmy szlakami Wielkich zdołali kroczyć i byśmy potrafili godnie ich naśladować. (...)

H. Szumowski,
sierżant szt.
Korpusu Litwy Środk.


Aby uzmysłowić sobie, co działo się podczas wkraczania bolszewików do polskich dworów, wsi, miasteczek i miast i co mogło spotkać również mieszkańców Warszawy, zacytujemy "czerwonego" dziennikarza Izaaka Babla, który za szczerość swoich wojennych opisów naraził się i zapłacił życiem. Został rozstrzelany przez stalinowców w lutym 1940r.

A oto co pisze w "Dzienniku 1920", (tłum. J. Pomianowski, Warszawa 1990, s. 142,146, podajemy za ks.dr Józef Maria Bartnik SJ, Ewa J. P. Storożyńska, "Matka Boża Łaskawa a Cud nad Wisłą"):

"Moja pierwsza bitwa, widziałem natarcie(...). Wieczorem atak koło folwarku. Pobojowisko. Jeździłem z wojenkomem wzdłuż pierwszej linii, błagamy, żeby nie zabijać jeńców, Apanasenko umywa ręce, Szeko bąknął - dlaczego nie; odegrało to potworną rolę. Nie patrzyłem im w twarze, przebijali pałaszami, dostrzeliwali, trupy na trupach, jednego jeszcze obdzierają, drugiego dobijają, jęki, krzyki, charkot (...). Piekło. Jakaż to wolność przynosimy, okropieństwo."
Sowieci zbliżali sie do Warszwy.
Grabież dworów odbywała się z urzędu, przez tzw. "Komitet po uczetu wojennotrafiennoj czasti" oraz prywatnie; przez całe oddziały i poszczególnych żolnierzy.
Dzień 8 sierpnia 1920r. Był w Warszawie dniem publicznej modlitwy. Wieczorem z kościołów stolicy ruszyły do serca miasta na plac Zamkowy uroczyste procesje pokutno- błagalne.

Świety Boże,
Święty Mocny,
Święty a Nieśmiertelny! (...)
Który jesteś w niebie!
Niech żaden nasz pocisk
I żaden nasz wystrzał
Nie padnie daremny
W okrutnej potrzebie.
(K.Wierzyński " Święty Boże")


Idzie w niebo nasze wołanie:
Od hańby,
Od zdrady,
Od niewoli,
Zachowaj, zachowaj nas, Panie!
(E. Szymański " Chorał Wojenny")


W Wyszkowie dnia 11 sierpnia 1920r. bolszewicy zdarli godla polskie i krzyże z gmachów magistratu, Policji Państwowej, sądu, rabowali sklepy, również żydowskie. W aptekach szukali przede wszystkim spirytusu oraz leków na choroby weneryczne, którymi była zarażona większa część bolszewickiej armii.
Dnia 12 sierpnia zdrajcy narodu polskiego: Feliks Dzierżyński, Julian Marchlewski i Feliks Kon, desygnowani przez Kreml do powołania rządu Polskiej Republiki Radzieckiej, stanęli na plebanii w Wyszkowie, gdzie wymusili gościnę u ksiedza kanonika Wiktora Mieczkowskiego, by z bezpiecznej odległości (ok. 60 km) oczekiwać kapitulacji białej Polski. Komisarze byli pewni zdobycia Warszawy. Mieli ze sąbą wydrukowane zawczasu dodatki specjalne do gazet i afisze informujące o przejęciu władzy w Polsce i proklamowaniu Polskie Republiki Radzieckiej. Na rozplakatowanie czekała odezwa:

Proletariusze wszystkich krajów łączcie się!
15 sierpnia 1920
Do Obywateli m. Warszawy!
Czerwona Armia zdobyła Warszawę
w pogoni za Biała Armią Piłsudskiego. Na cios, odpowiadając ciosem
Czerwona Armia na wkroczenie Piłsudskiego do Kijowa odpowiedziała wkroczeniem do Warszawy, pragnąc zapewnić Robotniczo- Włościańskiemu krajowi pokój i spokój (sic!). (...)
(podpisano)
Dowodzący Armią Jeneralnego sztabu: Sołogub
Członek Rewolucyjnej Rady Wojennej: Piatakow
Naczelnik sztabu: Batorskij

Komisarze szczerze wyznali, że na ich tryumfalny wjazd do Warszawy czeka komitet powitalny, wyłoniony z czterdziestotysięcznej grupy polskich socjalistów (czytaj: sowieckich agentów), którzy mają za zadanie sprowokować spontaniczny wybuch rewolucji w stolicy Polski.

Dnia 12 sierpnia Wódz Naczelny marszałek Józef Piłsudski opuszcza Warszawę by przygotować część armii do kontrataku zaplanowanego z terenów nad rzeką Wieprz. Żona Marszałka wspomina:

Gdy żegnał się z nami, przed wyjazdem do Puław, był zmęczony i posępny. Ciężar ogromnej odpowiedzialności za losy kraju przygniatał go i sprawiał mękę (...), pożegnał się z dziećmi i ze mną, tak jakby szedł na śmierć.(...) "Rezultat każdej wojny- powiedział do mnie mąż przed rozstaniem- jest niepewny aż do jej zakończenia. Wszystko jest w ręku Boga."

W Radzyminie 13 sierpnia bolszewicy wtargnęli do miasta i zabierali wszystko co można było zjeść i wypić, rąbali meble, sprzęty, pruli pierzyny i poduszki. Ludzie płakali. Wszędzie gruzy, a jeżeli coś ocalało to ze szczerbami, powybijanymi oknami, potrzaskanymi drzwiami. Ograbili sklepy, splądrowali szpital, okrutnie obeszli się z mieszkańcami miasta, wiele zgwałconych kobiet zamordowali, wielu cywilów poległo.

Dnia 13 sierpnia 1920 roku dowódca ochotników powołanych do obrony Warszawy wydał znany rozkaz do wszystkich zgromadzonych pod Warszawą oddziałów :

Żołnierze!
Po ciężkich bojach i wielkich wysiłkach stanęliście na linii obronnej, na której macie zasłonić przed wrogiem kraj cały i stolice naszej Ojczyzny.
Tutaj musimy zwyciężyć i zwyciężymy wroga, który przychodzi, aby nam zabrać tak drogo krwią żołnierską opłaconą wolność, zniszczyć cały nasz wiekowy dorobek, zagrozić naszym chatom i szczęsciu, i życiu naszych rodzin. Linia Wisły, a zwłaszcza Warszawa- serce Polski- musi sie stać grobem bolszewickiego najeźdźcy.(...) Wytężcie wszystkie siły i odwagę żołnierską a niechaj nikt nie trwoży się siłą nieprzyjaciół bo:
Jakąż nad nami może mieć przewagę
zgięty niewolnik, którego odwagę
nikt nie ocenia, co bez łez umiera,
a gdy zwycięży, całą sławę zbiera
żelazna ręka, co go w bój wypycha,
a którą włada nie prawo, lecz pycha.
My wolni obywatele wolnej Polski bronimy piersiami naszych najświętszych praw i ideałów,
i dlatego z bożego wyroku zwyciężymy (...).
Pełni wiary w boską opiekę nad wojskiem i narodem (...).
podpisał
Dowódca Frontu Północnego
(-) Józef Haller, generał broni.

(podajemy za ks.dr Józef Maria Bartnik SJ, Ewa J. P. Storożyńska, "Matka Boża Łaskawa a Cud nad Wisłą")

Coraz bardziej odczuwalny był brak doświadczonych żołnierzy z bojowym stażem.
Pod Radzymin dotarł wówczas dnia 13 sierpnia, zaprawiony w boju, choć przecież śmiertelnie znużony półtora miesięcznym odwrotem znad Berezyny i zdziesiątkowany Miński Pułk Strzelców z I Litewsko - Białoruskiej Dywizji, który po heroicznych, krwawych i długotrwałych walkach w szpicy, podczas osłaniania odwrotu wojsk polskich pod Warszawę utracił 75% stanu osobowego w zabitych i rannych. Zachował jednak swoją sprawność i siłę bojową, dozbrojony zdobyczną bronią, wziął na siebie główną siłę ataku wroga pod Radzyminem. Mimo dotkliwych strat przejął na siebie znacznie rozszerzony odcinek obronny przejmując zadania sąsiednich oddziałów. Wytrzymał i przeszedł do natarcia przerywając jako pierwszy linię obrony bolszewickiej i rozpoczynając tym samym zwycięskie kontrnatarcie wojsk polskich. Następnie Dywizja w dniach 16 i 17 sierpnia walczyła bezpośrednio na przedmieściach Warszawy odpierając wściekłe ataki bolszewików. W tym czasie Naczelny Wódz uderzył znad Wieprza na południowe skrzydło i tyły nieprzyjaciela zadając mu dnia 17 sierpnia 1920 r. ostateczną klęskę.
W podziękowaniu za bohaterstwo i ofiarę krwi, złożoną w skutecznej obronie Warszawy i ocalenie ludności stolicy od bolszewickiej zagłady, wdzięczni mieszkańcy Warszawy podarowali dla Mińskiego Pułku Strzelców uroczysty sztandar z napisem: "Obrońcom Warszawy", a od tej pory święto pułkowe przeniesiono zostało, przez korpus oficerski pułku, z dnia 17 grudnia, będącego datą założenia Pułku, na dzień 15 sierpnia- dzień "cudu nad Wisłą".


Rok 1921 przyniósł dla Wojciecha Korsaka ogromny dramat osobisty. W efekcie ustaleń zawartych w fatalnym dla Kresów Rzeczpospolitej Traktacie Ryskim podpisanym dnia 18 marca, Polska oddała sowietom ziemie na wschód od Dźwiny. Dramat, rozpacz, poczucie nieopisanej krzywdy jaka spotkała żołnierzy kresowych, bohaterskich obrońców Warszawy i Wilna, obrońców całej Rzeczpospolitej, trudno wogóle opisać. Za ich krew przelaną, za heroizm i serce- Bezdomni.
Rodzinny majątek Korsaków- Bardziełowicze, leżący po prawej stronie rzeki dostał się wówczas w ręce Bolszewików. Rodzina Korsaków zmuszona do natychmiastowego opuszczenia majatku, zamieszkała w Wilnie. Tej niewypowiedzianej straty i płynacego z niej cierpienia nie zniósł Piotr Korsak, ojciec Wojciecha. Zmarł ze zgryzoty w niecały rok po stracie Bardziełowicz. Pozostawił żonę, którą już jako staruszkę, sowieci wywieźli do Kazachstanu w 1940 r. Wszelki słuch po niej zaginął, rodzina nie wie gdzie i kiedy zmarła i gdzie została pochowana.
W 1921r. Wojciech Korsak pełnił służbę w sztabie Wojsk Litwy Środkowej.
W latach 1922-1927 był dowódcą batalionu w 86 Pułku Piechoty, powstałym z Mińskiego Pułku Strzelców, stacjonującym w Mołodecznie i Kraśnem nad Uszą.
W 1923 w rozkazem DOK III z dnia 23 stycznia l.301 p7. zezwolono Wojciechowi Korsakowi na zawarcie małżeństwa z panną Ireną hr. Brzostowską herbu Strzemię obywatelką Inflant Polskich, córką Marjana i Marii Teresy z Żyźniewskich . W tamtych czasach wymagało się, aby polski oficer uzyskał pozwolenie dowódcy na zawarcie małżeństwa. Przyszła żona oficera miała być osobą wykształconą na poziomie przynajmniej matury, osobą o nieposzlakowanej opinii zarówno towarzyskiej jak i patriotycznej oraz musiała posiadać własny majątek. Irena Brzostowska w pełni spełniała te wymagania. W tej sytuacji szczęśliwie, dnia 25 stycznia 1923 roku Wojciech i Irena zawarli związek małżeński. Ślub odbył się w Wilnie, w kościele garnizonowym pod wezwaniem
Św. Ducha. W 1925 roku urodził im się syn Jan, a następnie w 1927 roku syn Andrzej.
W 1935 roku mjr Wojciech Korsak został komendantem PKU w Kaliszu, a w roku 1936 komendantem KRU w Nowym Sączu. Tam zastał Go wybuch II Wojny Światowej.
Otrzymał rozkaz wymarszu na wschód na odsiecz Lwowa. Kiedy 15 września wojska sowieckie wypełniając postanowienia aktu Ribbentrop- Mołotow zatakowały Polskę jasne stało się, że do Lwowa już dotrzeć się nie uda. Kolejny rozkaz kieruje żołnierzy na nowe miejsce zgrupowania sił zbrojnych na terenie Rumunii. Tam polscy wojskowi trafiają do obozów internowania.


Modlitwa Żołnierza Tułacza (modlitwa obozowa)

O, Panie, któryś jest na niebie,
Wyciągnij sprawiedliwą dłoń!
Wołamy z wszystkich stron do Ciebie
O polski dom, o polską broń.
O, Boże, skrusz ten miecz,
Co siecze Kraj,
Do wolnej Polski nam
Powrócić daj!
By stał się twierdzą nowej siły
Nasz Dom — nasz Kraj.

O, Panie, usłysz modły nasze,
O, usłysz nasz tułaczy śpiew —
Znad Warty, Wisły, Sanu, Bugu
Męczeńska do Cię woła krew:
O, Boże, skrusz ten miecz,
Co siecze Kraj,
Do wolnej Polski nam
Powrócić daj!
By stał się twierdzą nowej siły
Nasz Dom — nasz Kraj.
(Adam Kowalski)

W poszumie drzew, błogosław Panie
Przysięgę naszą we dniach prób.
Cokolwiek zdarzy się i stanie,
Nie damy Polski, to nasz ślub.
O, Boże, skrusz ten miecz,
Co siecze Kraj,
Do wolnej Polski nam
Powrócić daj!
By stał się twierdzą nowej siły
Nasz Dom — nasz Kraj.

(Pieśń narodziła się w październiku 1939 r. w obozie internowanych żołnierzy polskich na terenie Rumunii, przedostała sie do Polski za pośrednictwem "cichociemnych", gdzie w Szarych Szeregach ktoś anonimowy dopisał ostatnią zwrotkę.)

Internowany na terenie Rumunii mjr.Wojciech Korsak odmówił stanowczo podpisania oświadczenia o zaniechaniu prób ucieczki z niewoli, stwierdzając, że jako oficer Wojska Polskiego składał przysięgę, zgodnie z którą będzie walczył o Polskę do ostatniej kropli krwi, a przysięgi dochowa. W zbiorach rodzinnych przechowywana jest jego odręczna odmowa zapisana na dokumencie obozowym. Wkrótce uciekł z obozu w Rumunii i przedarł się do tworzącej się Armii Polskiej we Francji, następnie do Wielkiej Brytanii, gdzie pełnił służbę jako oficer sztabowy.
Po zakończeniu wojny nie wrócił do Polski. Wiedział o przeprowadzonej przez sowietów zbrodni na polskich oficerach w Katyniu, jako bohater wojny polsko-bolszewickiej 1918-1920 r. nie miał złudzeń, zdawał sobie doskonale sprawę, że wracając do kraju przypłaci to życiem.
W tej sytuacji Wojciech Korsak zdecydował się pozostać w Londynie.
Żył otoczony wielkim szacunkiem środowisk emigracyjnych zarówno wojskowych jak i cywilnych. Pozostawał w dobrych relacjach z gen. Andersem.
W roku 1956 dołączyła do niego żona Irena. Zamieszkali w Leicester.
Wojciech Korsak zmarł na zawał serca 21 grudnia 1965 r.
Jego największym marzeniem, było powrócić do kraju, do wolnej Polski.
Odszedł brawurowy, pierwszy dowódca III batalionu szturmowego, legendarnego Mińskiego Pułku Strzelców, z którym przeszedł zaszczytny szlak bojowy, obdarzony nieprzeciętnym instynktem wojennym żołnierz, człowiek honoru, niezwykłej prawości i dzielności osobistej, niezłomny i twardy oficer Wojska Polskiego, kochany przez swoich żołnierzy, którzy szli za nim "jak w dym", wielki polski patriota.
Odznaczony:

  • Orderem Virtuti Militari V klasy (za obronę Słonima)
  • Krzyżem Walecznych 4- krotnie
  • Medalem za wojnę 1918-1920
  • Krzyżem Niepodległości z Mieczami
  • Złotym Krzyżem Zasługi
  • Medalem 10 lecia odzyskanej niepodległości 1918-1920
  • Krzyżem Litwy Środkowej
  • Krzyżem Waleczności
  • Medalem Wojska 2- krotnie
  • Defence Medal

Cześć Jego Pamięci!
Chwała Bohaterom III batalionu szturmowego
Mińskiego Pułku Strzelców
I Litewsko-Białoruskiej Dywizji!

(W imieniu Rodziny informacje powyższe zebrali i tablicę pamiątkową na Kościele Konkatedralnym na Kamionku umieścili
Beata i Michał Korsakowie oraz Izabella Katarzyna Korsak, wnuki ppłk Wojciecha Korsaka.)